Treść główna

Augusta Stein – „Kobieta według natury i łaski”

„Kobieta według natury i łaski”

Życie tej niezwykłej kobiety poznajemy dzięki jej córce, Edycie Stein – św. Teresie Benedykcie od Krzyża oraz jej autobiografii o tytule Dzieje pewnej rodziny żydowskiej i inne zapiski biograficzne.

Nie ma wątpliwości, że postawa życiowa matki i wychowanie, jakie otrzymała Edyta, obudziły i sprzyjały wzrastaniu powołania do jakiego została przeznaczona „Mała Estera”, jak o sobie sama mówiła. Pisma Edyty Stein o kobiecie, jej roli, powołaniu i wychowaniu, nie straciły niczego z ich świeżości i aktualności. Cytowany poniżej fragment doskonale kreśli wizerunek matki, jaki z pewnością przez całe swe życie nosiła w sercu.

„Ewa jest nazywana «matką żyjących» i uważa się za szczęśliwą, gdy Bóg podarował jej syna. […] Funkcja małżonki i matki cieszy się w rodzinie dużym poważaniem. Jej sława roznosi się daleko poza domem. Troszczy się o dobrobyt domu i o wszystkich jego mieszkańców; otwiera również dłoń ubogiemu; serce małżonka jej ufa; nawet dorośli synowie spoglądają na nią i u niej szukają rady. «Otwiera usta z mądrością, na języku jej miła nauka». Spotyka ją nagroda, ponieważ boi się Pana. Taka jest tajemnica jej dzielnej pracy i wszystkich jej sukcesów. Gdzie w żydowskich rodzinach jest jeszcze trochę żywej tradycji starotestamentalnej, tam kobieta wciąż zajmuje to królewskie miejsce. […] Ten wielki szacunek dla macierzyństwa jest motywowany pocieszającą obietnicą, która pierwszej kobiecie została dana w chwili wypędzenia z raju: ona i jej potomstwo mieli zmiażdżyć głowę węża. Toczenie walki ze złem i wychowywanie do niej potomstwa było powołaniem kobiety od upadku aż do Matki Syna, który pokonał śmierć i piekło; musi jednak pozostać takim powołaniem aż do końca świata”.

Początki

Augusta Stein. z domu Courant (4.10.1849 – 14.9.1936), była czwartą z piętnaściorga rodzeństwa Courantów.  Rodzice: Salomon Courant i Adheleid z domu Burchard prowadzili w Lublinitz (dziś Lubliniec), sklep kolonialny. Wszystkie córki od czwartego roku życia wdrażano do prac domowych, później do pomocy w powiększającym się stale sklepie, wreszcie do robót ręcznych i zarządzania domem. Od piątego roku życia Augusta uczęszczała do katolickiej szkoły podstawowej, a następnie do założonej przez ojca prywatnej szkoły żydowskiej. Tam przyswoiła sobie nieco hebrajskiego, lecz nie na tyle, by móc samodzielnie modlić się ze zrozumieniem z hebrajskiego modlitewnika. W rodzinnym domu wspólnie odmawiano wieczorną modlitwę i objaśniano odmawiane teksty. W dwunastym roku życia Augusta pożegnała się ze szkołą, ponieważ była niezbędna do pomocy w domu, ale pobierała jeszcze prywatnie lekcje niemieckiego i francuskiego oraz uczyła się gry na fortepianie. Wśród rodzeństwa i licznych kuzynów, którzy przyjeżdżali do Lublińca na wakacje, Augusta wzrastała w radosnej i ożywionej atmosferze, urozmaicanej wielkimi uroczystościami rodzinnymi i świętami religijnymi.

Małżeństwo; Gleiwitz

Zygfryd Stein, przyszły mąż Augusty, poznał ją kiedy miała 9 lat. Z tamtych czasów pochodzi jego najdawniejszy list, a kolejne, w których z czasem pojawiły się aluzje do małżeństwa zdradzają, jak bardzo upragniony był ten związek, zawarty dwanaście lat później, 2 sierpnia 1871. Bogata ceremonia zaślubin odbyła się w lublinieckiej synagodze, pod chupą, która symbolizuje nowy dom nowożeńców. Ponieważ w rodzinie panny młodej było wielu młodych ludzi, więc ślub – jak wspomina siostra Zygfryda, Julie – stał się żywym i wesołym wydarzeniem.

Pierwsze 10 lat wspólnego życia rodzina mieszkała w Gleiwitz (dziś Gliwice), gdzie Zygfryd pracował w tartaku swojej matki, Johanny Stein, z domu Cohn. Teściowa ceniła Augustę, i choć u swoich dzieci nie znosiła sprzeciwu, nawet gdyby miały słuszność, Auguście udawało się czasem wyrazić odmienny pogląd i dowieść swojej racji. Kiedy jej najmłodszy szwagier, Leon, został wykluczony przez matkę z rodziny, ponieważ został aktorem, przyjęła go do domu i podjęła się mediacji, przekonując teściową o szlachetności tego zawodu. Leo Walter Stein został znanym komediopisarzem i kierownikiem teatru, a jego sztuki były grane na scenach III Rzeszy.           
Matka Zygfryda nie mogła sama podołać zarządzaniu przedsiębiorstwem; zatrudniła zarządcę, który okazał się nielojalny. Stosunki w firmie stały się z czasem na tyle trudne, że skłoniło to ostatecznie młodych Steinów do opuszczenia Gliwic i udania się w ojczyste strony Augusty. Rodzina liczyła już pięć osób, przy czym rodzice stracili już dwoje dzieci: Selmę w 1874, a dwa lata później, w czasie epidemii szkarlatyny ich ukochaną Hedwig. Pierworodny Paul (ur. 1872) wyszedł z choroby znacznie osłabiony i przygaszony.

Lublinitz

W Lublińcu Steinowie mieszkali w tak zwanej „willi” – niewielkim domku z dużym ogrodem należącym do Courantów. Augusta z radością sama uprawiała ogród warzywny, a w sadzie zasadziła cały rząd jabłonek. Owoców już z nich nie zbierała, ponieważ dom i ogród przeszły na własność innej rodziny. W późniejszych latach, kiedy Augusta przywoziła córki na wakacje do dziadków, dziewczynki mogły do woli bawić się w sadzie i rwać tyle jabłek, ile tylko zdołały unieść. Z tamtych czasów Edyta zapamiętała zdarzenie, które matka lubiła opowiadać. Otóż jedna z kuzynek, wówczas trzy albo czteroletnie dziecko, przyszła do niej w porze dojrzewania ogórków. Augusta wybrała dla niej kilka i dała małej do fartuszka. Ucieszona dziewczynka pobiegła szybko do domu, trzymając fartuszek za rogi i już z daleka wołała, że „cioci Gustel urosły ogórki”. Kiedy zajrzała do fartuszka, przeraziła się; ogórki pogubiła po drodze.

Lata przeżyte w Lublińcu i nieustanne starania o byt materialny przy słabo prosperującym przedsiębiorstwie Zygfryda, założonym przy pomocy Salomona Couranta oraz ustawiczne korzystanie z pomocy rodziców raniły dumę Augusty. Tu także pochowali dwuletniego Ernsta (1882), szczególnie drogiego matce; pięć lat później pożegnali z bólem trzyletniego Richarda. Urodzone w Lublińcu: Frieda (1881), Rosa (1883) i Erna (1890) rozwijały się pomyślnie.

Breslau

W 1890 roku, na Wielkanoc, kiedy Erna miała zaledwie sześć tygodni, Steinowie zdecydowali się na przeprowadzkę do Breslau (dziś Wrocław), mając nadzieję, że w tym dynamicznie rozwijającym się mieście przedsiębiorstwo Zygfryda zyska szersze perspektywy. Decyzja ta miała także związek z dziećmi, które uczęszczały już do szkół średnich we Wrocławiu i nie musiały mieszkać poza domem. „Rodzice wynajęli mieszkanie przy Kohlenstrasse. Domek w którym się później urodziłam – pisze Edyta – już od dawna nie istnieje, a na jego miejscu stanęła nowa duża kamienica. W pobliżu znajdowała się wydzierżawiona składnica drzewa, gdzie mój ojciec utworzył nowe przedsiębiorstwo drzewne. […] Nową firmę obciążały długi, w dodatku rozwijała się wolno. Życie małżeńskie mojej matki niosło jej sporo cierpienia, lecz na ten temat nie padło z jej ust ani jedno słowo skargi. Mówiła zawsze o ojcu tonem serdecznej miłości i nawet dziś po dziesiątkach lat, gdy stoi nad jego grobem, widać ciągle jeszcze nie wygasły ból po nim”.

Edyta zapisze: „Moi rodzice mieszkali już półtora roku we Wrocławiu, kiedy przyszłam na świat 12 października 1891 roku. W lipcu 1893 zmarł mój ojciec. […] matka trzymała mnie na ręce, gdy nas żegnał, wyruszając w podróż, z której nie miał powrócić; kiedy już chciał wyjść, raz jeszcze go przywołałam. Stałam się więc dla matki jakby ojca testamentem. Spałam w jej pokoju i gdy wracała wieczorem zmęczona ze składnicy, pierwsze kroki kierowała do mnie. Gdy byłam chora, ledwie zdjęła płaszcz, siadała przy mnie na brzegu łóżka i tam kazała sobie podać skromną kolację. Jej obecność rozpraszała wszystkie moje cierpienia i bóle”.

Mąż Augusty zmarł na udar słoneczny w czasie podróży handlowej, między Bukowcem a Goszczem, w pobliżu tartaku, gdzie często cięto drzewo dla jego przedsiębiorstwa. Z właścicielami tartaku, którzy w tym trudnym czasie pospieszyli z pomocą, Augusta Stein pozostała w serdecznych i przyjacielskich relacjach do końca życia. Rodziny odwiedzały się wzajemnie i dzieliły lokalnymi wyrobami.

Rodzina Stein w 1895 roku. Z tyłu od lewej: Arno, Else, Siegfried, Elfriede, Paul. Z przodu: Rosa, Augusta, Edith i Erna. Twarz Siegfrieda, zmarłego w 1883 roku została doklejona.

Zaskakująca decyzja

Po pogrzebie męża, Augusta nie skorzystała z proponowanej pomocy krewnych i podjęła zaskakującą jak na ówczesne czasy decyzję, że sama poprowadzi firmę. Zależało jej na honorowym spłaceniu zobowiązań męża i dobrym imieniu firmy, której znak zachowała w oficjalnej korespondencji do końca życia. Nie znała się zbytnio do tamtej pory na handlu drewnem, ponieważ siódemka dzieci wypełniała jej całe dotychczasowe życie. Pomogło jej kupieckie pochodzenie i wrodzone zdolności: odwaga, zdecydowanie, ale również rozwaga i ostrożność. Świetnie liczyła, a co najważniejsze umiała obchodzić się z ludźmi. Szybko przyswoiła sobie umiejętności orientowania się w materiale opałowym i sposób obliczania drewna. Nie było rzeczą łatwą wyżywić i odziać gromadkę dzieci, ale skromne życie, prostota oraz oszczędność w gospodarowaniu pozwoliły Auguście osiągać coraz lepsze rezultaty w firmie. Potrzebowała jednak pomocy w prowadzeniu księgowości, ponieważ nie lubiła pracy biurowej i nie nabyła umiejętności w tej dziedzinie. Księgi przedsiębiorstwa prowadził najpierw wuj Jakob Burchard, a potem kolejno synowie Paul i Arno. Augusta zajmowała się klientami. Kupowali u niej stolarze, kołodzieje, rzeźbiarze w drewnie, przedsiębiorcy budowlani oraz dostawcy hurtownicy i pośrednicy w handlu. Sama „mierzyła i obliczała deski, a gdy trzeba było prędko wyładować drzewo z wozu, wdrapywała się na wóz i w zawody z robotnikami zrzucała ciężkie dyle”.

Dzieci Augusty

Kolejnym celem Augusty Stein było zapewnienie jej dzieciom odpowiedniego wykształcenia.

Elza – najstarsza z córek, miała przejąć od matki prowadzenie gospodarstwa domowego, ale jej zdolności w nauce wzięły górę i podjęła jedyne dostępne dla dziewcząt studia nauczycielskie. Pomagała w domu i zajmowała się najmłodszym rodzeństwem do czasu, aż młodsze siostry mogły ją w tym zastąpić.

Arno, po ukończeniu szkoły realnej we Wrocławiu i rocznej praktyce w firmie, matka zapewniła gruntowne wykształcenie kupieckie. Syn nauczył się wszystkiego co dotyczyło handlu drewnem, dzięki czemu został współpracownikiem matki. Nosił najpierw tytuł młodego człowieka, później prokurenta, a po kilkudziesięciu latach Augusta odstąpiła mu miejsce szefa, bolejąc wprawdzie, że syn nie poświęca się bez reszty pracy w przedsiębiorstwie tak jak robiła to ona sama.

Z relacji Edyty wynika, iż matka spodziewała się od swoich dorosłych i dorastających dzieci więcej, niż były w stanie jej dać, nie wykluczając siebie.

Paul potajemnie zaręczył się wbrew woli matki i wreszcie nie mogąc uzyskać zgody na ślub opuścił dom po kryjomu. Edyta z Erną, jeszcze wtedy dzieci, usłyszały pewnego wieczoru płacz matki. Pobiegły, wdrapały się jej na kolana by ją pocieszyć i dopiero po latach dowiedziały się, że właśnie tego wieczoru starsze rodzeństwo szukało brata. Paul pojechał do narzeczonej do Berlina i dopiero stamtąd przysłał listowną wiadomość o zawarciu małżeństwa.

Arno wybrał sobie żonę za zgodą matki. Była ona dawną przyjaciółką rodziny Steinów i koleżanką szkolną Elzy z seminarium nauczycielskiego. Jako młoda dziewczyna wyjechała z rodziną do Ameryki i wyszła tam za mąż lecz później się rozwiodła. Powróciła do Niemiec aby odwiedzić Elzę w Hamburgu. Zdaniem Edyty, pragnęła chyba od dawna poślubić Arno i czuła się ogromnie szczęśliwa, gdy jej życzenie się spełniło. Młoda para wprowadziła się do domu przy Michaelistrasse 38, który Augusta Stein krótko przedtem kupiła.   
Augustę, choć dobrego serca i gotową do pomocy bolało to, że żadna z synowych nie nauczyła się porządnie prowadzić domu i znajdowały też inne zajęcia poza nim: jedna uzdolniona muzycznie udzielała lekcji, druga zaś lubiła spotkania towarzyskie. Opinia „Oni są zupełnie inni niż my”, dowodzi, że trudno było Auguście zaakceptować odmienny, bardziej swobodny styl życia. Synowie byli jednak w małżeństwach szczęśliwi, ale ich żony wiedziały, że ich relacji z matką nic nie mogło umniejszyć.

Frieda, która obok Arno pomagała Auguście w składzie drzewnym, tęskniła za założeniem swojej rodziny. Skorzystawszy z pośrednictwa matrymonialnego, zaręczyła się z wdowcem, który posiadał już dwójkę dużych dzieci. Małżeństwo trwało krótko; Frieda powróciła do domu rodzinnego ze swoją siedmiomiesięczną córeczką i musiała w dodatku przeprowadzać bardzo przykry proces rozwodowy. „Według surowych poglądów, w jakich nas wychowano – zauważy potem Edyta – ten rozwód zhańbił naszą rodzinę. Lecz matka nie dała tego mojej siostrze odczuć. Przeciwnie, przyjęła ją, jak kura przyjmuje pod skrzydła zagubione kurczę, i ze zdwojoną miłością starała się jej pomóc przeżyć ten trudny okres. Mała Erika przedwcześnie urodzona i słabowita, zaczęła się pod opieką babci rozwijać […]”.

Róża, młodsza od Friedy o dwa lata i dwa dni była w dzieciństwie psotna i nie bardzo przykładała się do nauki. Wyuczona gruntownie zarządzania gospodarstwem domowym, prowadziła dom rodzinny i pracowała jako opiekunka sierot. W późniejszym czasie ukończyła wieczorowo Wyższą Szkołę Ludową i znalazła sobie przyjaciół, a jej rozwój religijny otworzył ją na wartości, dzięki którym potrafiła w bezgranicznym przywiązaniu trwać z dobrocią i ofiarnością przy swoich, odkładając własne plany na później.

Pomiędzy Różą a Erną jest różnica siedmiu lat, a najmłodsza Edyta urodziła się tylko rok i osiem miesięcy później.

Dwie najmłodsze

Byt materialny rodziny powoli się polepszał, ale w życiu domowym obowiązywała prostota w pożywieniu ,a w ubiorze skromność. „Widziałyśmy, jak ciężko od rana do wieczora pracowała nasza matka, i rozumiałyśmy doskonale, że nie wolno nam okazywać zbyt wygórowanych życzeń. Zresztą ona sama starała się o to, byśmy nie zostały w tyle za innymi dziećmi. Jakiś czas troje z nas chodziło razem do tej samej szkoły, a za trzecie dziecko nie obowiązywało czesne. Lecz matka ulgi nie przyjęła, gdyż uważała ją za jakąś publiczną zapomogę dla biednych i nie chciała w ogóle o niej słyszeć”[4]. Augusta poczytywała sobie za punkt honoru opłacanie wszelkich składek szkolnych i wycieczek, natomiast oszczędzała na podręcznikach i tylko w przypadku gdy nie istniała możliwość wypożyczenia ich, w ostateczności kupowała nowe.

Dbała także o to, aby dzieci z szacunkiem wyrażały się o nauczycielach i ucinała wszelkie żarty i anegdoty na ich temat. Prawie nigdy nie chodziła do szkoły żeby porozmawiać z nauczycielami, zainterweniowała tylko raz, aby obronić Ernę przed zarzutem kłamstwa o jakie ją posadzono. „Nauczyciele i rodzice naszych koleżanek, nie znając mojej matki, często nas o nią pytali i zapewniali, że możemy być z niej dumni. Sprawiało mi to trochę przykrości, gdyż dla nas było całkiem oczywiste, że matka była taka, jaka była”.

Edyta ze starszą siostrą Erną ok. 1899 roku.

Zanim Erna i Edyta poszły do szkoły, zostawały w domu same, mogły jednak z okna widzieć plac drzewny i w razie pilnej potrzeby zawołać matkę z okna. W słoneczne dni dzieci mogły bawić się z rówieśnikami w składnicy drzewa, pod warunkiem bezwzględnego posłuszeństwa. Budowanie huśtawki i zabawa w chowanego między stosami drzewa były ulubioną rozrywką. Czasem wołano je do pomocy przy wyładowaniu wozów lub składaniu drobnych elementów. Przeszkadzanie w pracy i skargi na innych były zabronione. „Gdy byliśmy grzeczni otrzymywaliśmy czasem po kilka fenigów i u pobliskiego piekarza mogliśmy sobie kupić ciastko”.

 „Najlepszy kupiec w branży drzewnej”

Plac drzewny był królestwem Augusty Stein; do czasu urzędowego zaprowadzenia ośmiogodzinnego dnia pracy firma była otwarta przez cały dzień i tylko na krótką przerwę obiadową właścicielka szła do domu. Przy Rosenstrasse biuro składu mieściło się w małej drewnianej budce, a kiedy przeniesiono przedsiębiorstwo na Elbingstrasse kupiono nieco większy przenośny domek z drewna. W końcu Augusta nabyła na własność duży skład przy Matthiasstrasse i tam wybudowano solidny, murowany pawilon oraz przylegający do niego kantor. „Lecz większą część dnia matka spędzała na dworze. Wyszukiwała z klientami potrzebny towar i obliczała to, co wybrali. Była wszędzie obecna i własnoręcznie pomagała przy wyładowaniu wozu i odbieraniu transportów drzewa. I gdy robotnik – a w pierwszych latach także duży pies ciągnął naładowany deskami wózek, matka pomagała go wypchnąć aż do bramy składnicy. Nie zajętą część placu matka przeznaczyła pod uprawę warzyw i drzew owocowych. Jeszcze dziś dogląda codziennie, jak wszystko rośnie. sama zbiera poziomki, zrywa fasolę, groch i pomidory. Ciągły pobyt na świeżym powietrzu pozwolił jej aż do podeszłego wieku zachować krzepkość i świeżość. Nawet przy bardzo srogiej zimie, gdy wraca do domu, ma zwykle ciepłe ręce, tak że może jeszcze nimi ogrzać moje własne, co jest dla mnie niejako symbolem, że wszelkie życie i ciepło w domu pochodzi od niej. Wieczorem jest jednak porządnie zmęczona. Wracając ze składnicy uwalnia najpierw z butów obolałe nogi. Na kolację zjada najchętniej tylko chleb z masłem i pije szklankę herbaty. Gdy nie ma nic pilnego, kładzie się zaraz do łóżka Mawia przy tym zwykle z wielkim przekonaniem: ‘Najlepsze na świecie jest moje łóżko’. Ponieważ sama potrzebuje spokoju, uważa za rzecz straszną, gdy się kogoś zbudzi. ‘Największym grzechem – mówi – jest zakłócić czyjś sen’. […] Gdy się wieczorem kładła na spoczynek, bardzo lubiła, by jej jeszcze coś poczytać. Czynił to z wielką radością mój najstarszy brat i wykazywał przy tym tyle gorliwości, że od czasu do czasu pytał : ‘Mamo, słuchasz jeszcze?’ Matka zrywała się ze snu odpowiadała ‘Tak tak’, i natychmiast dalej zasypiała. Miała sen lekki i często przez sen głośno mówiła, tak, że można było śledzić cały dialog”.

Augusta Stein ok. 1936 roku.

Wieczorem również odbywało się przeliczanie kasy, aby ustalić dzienny utarg i zarejestrować go w księdze kasowej, a kiedy należało przeliczać rolki pieniędzy. Edyta otwierała je z przyjemnością i lubiła się nimi bawić. Dzieci znały klientów, poznawały również mechanizm działania przedsiębiorstwa. Augusta Stein znała całe historie rodzinne swoich klientów, z którymi często negocjowała warunki kupna na kredyt, albo gdy brakowało im środków na wykup weksli. Miała dla nich zawsze otwarte serce, a bywało, że będącym w biedzie wprost pieniądze dawała. Nierzadko była oszukiwana i przedsiębiorstwo miało straty, ale mimo tego prosperowało, a właścicielka przypisywała to zawsze błogosławieństwu nieba. Swoją postawą w handlu i zasłużyła sobie wśród męskiego grona handlowców na opinię najlepszego kupca w branży drzewnej.  
Stosunek Augusty Stein do jej robotników był na wskroś patriarchalny. Otrzymywali świąteczne i okazjonalne prezenty rzeczowe, natomiast podarki pieniężne były przekazywane bezpośrednio na zakładane dla nich przez pracodawczynię książeczki oszczędnościowe. Pani Stein troszczyła się także o samotnych pracowników i ich los; pomagała im w sprawach życiowych i starała się wesprzeć w ich problemach.

Od Rosz Haszana do Jom Kippur

„Do największych wydarzeń domowego życia należały obok uroczystości rodzinnych takie święta żydowskie, jak Pesach (Pascha) zbiegająca się niekiedy z Wielkanocą, Rosz Haszana (Nowy Rok) i Jom Kippur (Dzień Pojednania we wrześniu lub październiku, zależnie od różnic między kalendarzem żydowskim a gregoriańskim)”. Na te okazje rozsuwano monumentalny stół, tak że zajmował prawie całą długość salonu. W czasie rytualnej wieczerzy sederowej, najstarszy męski członek rodziny odmawiał przepisane modlitwy a także rozdzielał domownikom niekwaszony chleb i gorzkie zioła symbolizujące gorycz wygnania, błogosławił wino i czytał biblijny opis uwolnienia narodu izraelskiego z Egiptu, odpowiadając na pytania najmłodszego dziecka, które zadawało je, aby się dowiedzieć dlaczego ta noc różni się od wszystkich innych nocy. Przygotowania do Pesach trwały wiele dni; dla dzieci był to czas radosnego oczekiwania, bardzo pracowity dla żydowskich kobiet, które wydobywały z kredensu rytualne talerze i miski nie widziane przez cały rok, szykowały świąteczne przysmaki i sprzątały każdy kąt.

Większe jeszcze znaczenie od święta Paschy miały uroczystości Nowego Roku i Dnia Pojednania. Dwudniowe obchody noworoczne rozpoczyna świąteczna wieczerza, a w synagogach w przeddzień święta i w dzień Nowego Roku odbywają się uroczyste nabożeństwa. Augusta spędzała zawsze wieczór przedświąteczny z rodziną, a nazajutrz udawała się do synagogi. Dzieci, odświętnie ubrane, szły po nią dopiero w południe i razem wracały do domu na obiad. Rytuały świąteczne traciły z czasem znaczenie przez to, że starsze rodzeństwo, a zwłaszcza bracia nie okazywali już tak nabożnego przywiązania do tradycji i po śmierci ojca byli mało gorliwi.

„Najważniejszym żydowskim Świętym jest Dzień Pojednania, dzień w którym niegdyś najwyższy kapłan wchodził do Miejsca Najświętszego. Składał tam ofiarę pojednania za siebie i cały lud, po czym wypędzał na pustynię kozła obarczonego (symbolicznie) wszystkimi grzechami Izraela. […] Dzień pojednania obchodzi się zawsze modlitwą i postem, i jeśli ktoś ma choć trochę wiary, idzie na nabożeństwo do świątyni. […] Tego wieczoru podążała tam nie tylko nasza matka; towarzyszyły jej moje dorosłe siostry, a także bracia, którzy obecność w synagodze uważali za swój honorowy obowiązek. Cudowne, stare melodie ściągały nawet innowierców. Następnego dnia rano matka spała trochę dłużej niż zwykle. […] Potem chodziła od łóżka do łóżka i wszystkich czule żegnała, gdyż cały dzień zwykła pozostawać w synagodze. Leżeliśmy możliwie długo, a nasza siostra Frida w ogóle nie wstawała, bo nie byłaby w stanie przetrzymać postu. My, najmłodsze, szłyśmy do synagogi na dzień umarłych; matka bardzo o to dbała, gdyż chciała wdrożyć w nas pamięć o ojcu. W dzień i noc paliła w domu na pamiątkę zmarłych dwie duże, grube, białe świece. Wieczorem jeden z braci przyprowadzał matkę do domu. Jakaż była radość, gdy cała rodzina znowu gromadziła się razem i gdy wszyscy dobrze ten dzień przeżyli. […] Od trzynastego roku życia nigdy postu nie złamałam ani też nikt z nas się od niego nie dyspensował nawet wtedy, gdy już nie podzielaliśmy wiary naszej matki i poza domem nie przestrzegaliśmy rytualnych przepisów”[4]. Dla Augusty Stein – pobożnej Żydówki i jej najmłodszej, szczególnie drogiej córki, ten dzień miał wyjątkowe znaczenie, ponieważ Edyta urodziła się w Dniu Pojednania i matka obchodziła wtedy jej urodziny. Ze względu na to, że jest to święto ruchome, prezenty i życzenia składano jej także 12 października jeśli święto nie wypadało tego dnia. Augusta Stein również obchodziła swoje urodziny wedle kalendarza żydowskiego, w święto Kuczek.

Klan Steinów

Rodzeństwo Augusty (czternaścioro) i Zygfryda (dwadzieścia dwoje) stanowiło – wraz z ich małżonkami i potomstwem niezmiernie liczną rodzinę, z którą w większości pozostawali w bardzo bliskich relacjach. Wzajemne odwiedziny z okazji różnych świąt i rocznic, wyjazdy dzieci na wakacje, goszczenie siostrzeńców i bratanków oraz inne, bardziej poważne i smutne okoliczności: choroby, pogrzeby czy niespodziewane wydarzenia wymagające zaangażowania i pomocy, niejednokrotnie pokazały gotowość Augusty do natychmiastowej odpowiedzi w prostym i szczerym odruchu dzielenia się tym, co w danej chwili było potrzebne. Jeszcze zanim zakupiła obszerny dom, przyjmowała siostrzeńców i bratanków swoich i męża, a córki wyjeżdżały często „czy to, ażeby towarzyszyć chorej ciotce do uzdrowiska, czy też pomagać innej po ciężkiej operacji lub jeszcze inną tygodniami pielęgnować w czasie jej choroby. Gdy przyszło wezwanie z Berlina czy skądkolwiek, moja matka nie namyślała się długo, lecz od ręki wydawała polecenie którejś ze swych córek: ‘Przygotuj się do wyjazdu’”.

Augusta postąpiła podobnie, gdy Edyta, po swoim kryzysie wiary, postanowiła, w wieku czternastu i pół roku, zrezygnować  dalszej nauki. W swej matczynej mądrości wysłała ją do najstarszej Elzy, która właśnie urodziła drugie dziecko. Pobyt zaplanowany na 8 tygodni przeciągnął się aż do dziesięciu miesięcy, co pozwoliło obu siostrom się zbliżyć, a Edycie skorygować swoje życiowe plany. Wolność, jaką Augusta pozostawiała dzieciom w wyborze drogi życia, dawał im szansę na dojrzewanie i uczenie się także na ich własnych błędach. Z radością przyjęła chęć powrotu Edyty do szkoły i zdawania matury; hojnie otworzyła portfel, aby opłacić korepetycje, konieczne dla wyrównania poziomu i zdania egzaminów. Późniejszą decyzję córki o podjęciu studiów filozoficznych i dyskusję jaka powstała w rodzinie zamknęła definitywnie: „Tutaj nikt nie ma prawa mieszać się do ciebie. Przecież nikt tu nam nic nie doda. Czyń, co uważasz za słuszne”. Było jej żal, kiedy córka zapragnęła przenieść się na studia do Getyngi; ”Jej już się u nas nie podoba” – powiedziała do wnuczki Eriki, ale bez mrugnięcia okiem wyłożyła, na prośbę córki, fundusze na opłacenie semestru dla Rose Guttmann, aby dziewczęta mogły wyjechać razem.

Augusta zawsze ogromnie cierpiała z powodu wszelkich nieporozumień rodzinnych, a utarczki i scysje między dziećmi bolały ją szczególnie. Pragnęła przynajmniej w domu mieć trochę ciszy i spokoju, więc jak tylko mogła, starała się łagodzić i już w zarodku gasić emocje, ale jak w każdej rodzinie i przy tak różnych charakterach, bywało trudno. Brała na siebie wiele, z cierpliwością i pokorą „musiała często wysłuchać kazania jakby była niezręcznym chłopcem na posyłki” i nie znała się na niczym, zwłaszcza, kiedy dorosłe córki zajęły się gospodarstwem domowym po śmierci ojca; „ale w niedzielę chętnie brała na siebie cały trud gotowania, abyśmy wszystkie razem ku jej radości mogły od rana wyruszyć na wycieczkę. Wtedy spokojnie czekała z posiłkiem na nasz powrót i z największą miłością i radością częstowała nas tym, co nam własnoręcznie przygotowała”.

Kamienica przy Michaelisstrasse 38.

W roku 1910, kiedy sytuacja finansowa rodziny znacznie się polepszyła, Augusta zakupiła obszerny dom przy Michaelisstrasse 38. Był to „ładny, dwupiętrowy dom, na tyle duży, by zamieszkać w nim mogła cala rodzina. […] Okazały i elegancki dom wyglądał niemal jak z bajki w sąsiedztwie szarych budynków, zamieszkanych w większości przez klasę pracującą lub rodziny z niższej klasy średniej. Fasadę zdobiła stiukowa ornamentacja, z przodu, po dwóch stronach domu, rozciągał się mały ogród, zamknięty żelaznym ogrodzeniem z bramą misternej roboty”. Trzeba przyznać, że gęstość zaludnienia w domu przy Michaelisstrasse rosła wraz z upływem lat. Krótko po kupnie domu, w którym Augusta zamieszkała z dziewiętnastoletnią Edytą i starszymi od niej Erną i Różą, wprowadzili się po ślubie Arno z Marthą. Tu przychodziły na świat ich dzieci: Wolfgang, Eva, Helmut i Lotta. Do 1928 roku zajmowali część parteru.

Erna, po ukończeniu studiów medycznych, otworzyła na parterze gabinet lekarski, a po poślubieniu Hansa Bibersteina – przyjaciela ze studiów, zamieszkali po hucznym weselu na piętrze powyżej salonu. Dzielili odtąd gabinet na parterze. W domu przy Michaelisstrasse przyszły także na świat ich dzieci: Susanne i Ernst-Ludwig. W 1928 roku dołączyła do nich matka Hansa – Dorothea Biberstein, która była chora na serce i potrzebowała opieki.

W pewnym okresie Augusta gościła swoją młodszą siostrę – Fryderykę, sparaliżowaną po kilku wylewach i przykutą do łóżka. Pielęgnowała ją z oddaniem znacznie młodsza siostra Clara. Przez dwa lata obie zajmowały mały pokoik tuż przy sypialni Augusty na piętrze.

We wspólnym przeżywaniu radości i cierpień, Auguście zależało szczególnie na utrzymaniu dobrych relacji między tym wielopokoleniowym klanem.

„W sobotnie popołudnia około czwartej pod front domu podjeżdżał ogromny czarny automobil, myślę że był to horch. – wspomina Susanne – Z jego przestronnego tapicerowanego wnętrza wynurzały się siostry mojej Babci: Malchen Pick, Selma Horowitz i Clara Courant. Hans Horowitz, syn cioci Selmy był szoferem, wożącym trzy siostry na cotygodniowe popołudniowe Kaffeeklatsch z najstarszą siostrą Gustel. Babcia zajmowała centralną pozycję w rodzinie nie tylko z powodu starszeństwa, ale również prestiżu i szacunku jaki budził jej status kobiety odnoszącej sukcesy w handlu”.

Podobnie jak wcześniej swoimi dziećmi, tak potem Augusta zajęła się przychodzącymi kolejno na świat wnukami. Spora gromadka mieszkała w domu przy Michaelistrasse, a pozostałe przyjeżdżały z rodzicami na większe świętą i uroczystości rodzinne. Suzanne, córka Erny wspomina:

„Augusta Stein była niska i okrągława. Jak większość wdów tamtego czasu, zawsze nosiła się na czarno, a w domu nigdy nie pokazywała bez fartucha. Kiedy myślę o jej odpoczynku, widzę jak siedzi przy oknie, patrząc na upływający czas, przejeżdżające pojazdy, przechodzących ludzi. W rękach zawsze trzymała druty, rozmawiając z nami lub czytając. Jednak nie te zajęcia były jej dniem powszednim. Większość czasu, nawet jako osoba po osiemdziesiątce, Babcia przepracowała”.

Brat Susanne – Ernst-Ludwig dodaje: „Kiedy kąpała nas, dzieci, co zdarzało się całkiem regularnie, gdy byliśmy bardzo mali, zabawiała nas piosenkami z operetek Jakuba Offenbacha, na przykład z Brazylijczyka, i innymi melodiami swej młodości. Na koniec kąpieli zawijała nas od stóp do głów w identyczne ręczniki kąpielowe i podczas osuszania udawała, że jesteśmy górami ciasta, które ona musi starannie wyrobić. Łaskotała nas i szczypała, dopóki omal nie straciliśmy oddechu. Babcię uszczęśliwiało to tak samo jak nas”.

„Tak, babcia odznaczała się niewątpliwie poczuciem humoru, które pomagało jej przezwyciężyć trudności w życiu. W dzieciństwie brała lekcje gry na pianinie, dziesiątki lat później nadal pamiętała kilka taktów walca Straussa Wino, kobieta i śpiew. W siedemdziesiąte urodziny tańczyła z najstarszym wnukiem Gerhardem Steinem, a na weselu u moich rodziców, z nowym zięciem Hansem Bibersteinem”.

Rodzinne dramaty

Najboleśniejszy cios spadł na Augustę za przyczyną najukochańszej córki Edyty, która 1 stycznia 1922 roku przyjęła chrzest w Kościele katolickim. Jedenaście lat później zrobiła kolejny niezrozumiały dla matki krok. W 1933 roku, po utracie pracy w kolegium nauczycielskim w Munster spędziła dłuższy czas w domu, uprzedzając rodzinę, że znalazła miejsce u sióstr w Kolonii. Wyjazd miał nastąpić po jej urodzinach, które zamierzała spędzić z bliskimi. Wobec zbliżającej się daty wyjazdu, wyjawiła matce i siostrom, że jej zamiarem jest wstąpienie do klasztoru karmelitańskiego. Ta decyzja wywołała rozpacz Augusty. W dniu swoich urodzin Edyta towarzyszyła matce do synagogi na zakończenie święta Kuczek, potem odbyło się rodzinne spotkanie w domu, a nazajutrz wyjechała, odprowadzona na dworzec przez siostry.

„Przypominam sobie babcię szlochająca cichymi łzami – wspomina Susanne. Jej ramiona trzęsły się, ale nie wydawała z siebie żadnego dźwięku. Dla mnie, 11-letniego dziecka, był to przerażający widok. Sam fakt, że dorosły nie jest zdolny kontrolować sytuacji, był przerażający dla dziecka. Ówczesny widok naszej ukochanej babci tak zmartwionej był nie do zniesienia. Mieszanina wstydu, żalu, winy ją przerosła. Z pewnością musiała cierpieć w 1922 roku, w czasie konwersji swojej córki i zamęczała się pytaniami, jak to się mogło stać i gdzie ona, matka popełniła błąd. Do roku 1933 doszedł jeszcze jeden czynnik. Był to początek antysemickiej Trzeciej Rzeszy i właśnie w tym czasie, we własnej rodzinie Augusty, jej ukochane dziecko postanowiło zostać zakonnicą. A wreszcie to nie był tylko zakon, ale Karmel, z jedną z najsurowszych reguł. Mogła nigdy nie zobaczyć swojej córki ponownie”.

Edyta pisywała do matki regularnie każdego tygodnia. Nie była jednak w stanie wytłumaczyć swojego kroku, ponieważ Augusta nie uznawała konwersji. Była zdania, że każdy powinien żyć i umierać w wierze, w jakiej się narodził. Edyta zastanawiała się czy matka bardziej cierpi z powodu „rozdzielenia z najmłodszym dzieckiem z którym związana była zawsze szczególną miłością, czy z powodu grozy całkowicie obcego, niedostępnego jej świata, w którym zginęło; czy też z powodu wyrzutów sumienia, że sama jest winna, gdyż nie dość surowo wychowała mnie w judaizmie”.

Augusta z wnuczką Susanne Biberstein, córką Erny 1922.

Z czasem sytuacja się odmieniła. W 1935 roku, niespełna dwa lata po wstąpieniu Edyty do klasztoru, Augusta zaczęła regularnie pisywać do córki choć kilka słów; odwiedziła nawet powstający klasztor karmelitański w Pawłowicach koło Wrocławia, dokąd miała był przeniesiona Edyta. Żywiła z pewnością nadzieję, że stanie się to po czasie nowicjatu spędzonym w Kolonii i że będą mogły się jeszcze spotkać.

Augusta mieszkała już wtedy tylko z Różą, Elfrydą i jej córką Eryką. Arno i Erna ze swoimi rodzinami wyprowadzili się do własnych mieszkań. Susanne i Ernst Ludwig zaglądali do babci często; byli uczniami pobliskiej Viktoriaschule, i jeździli tam rowerami codziennie. Poza tym, w każdy piątek odwiedzali rodzinną posiadłość specjalnie po odbiór szabasowej chałki, którą Róża wypiekała dla całej rodziny.

Augusta często jeździła do Bibersteinów trolejbusem, „zjawiała się ubrana w specjalny czarny czepek zawiązany satynowymi wstążkami, który zakładała jedynie do synagogi lub na szczególne wyjścia”.

Arno dalej królował na placu drzewnym, a Paul i Erna z ich rodzinami odwiedzali matkę regularnie. Częstą bywalczynią domu była także najstarsza z córek – Elza, która przyjeżdżała do Breslau z Hamburga. Darzyła swoją matkę ogromną miłością i przywiązaniem. Jej najmłodsza córka – Anni, pracowała w przedszkolu w pobliżu Breslau i odwiedzała krewnych dość często.

Augusta zachorowała po raz pierwszy tuż przed Zielonymi Świętami w 1936 roku. Nastąpiło chwilowe polepszenie; siadywała często na leżaku w ogródku z tyłu domu. Od końca czerwca było jednak wiadomo, że jest to prawdopodobnie rak żołądka. Ponieważ operacja była już niemożliwa, zaniechano bardziej skrupulatnych badań. Spędziła kilka miesięcy w swoim pokoju na piętrze i być może wdychała zapach jaśminu, dochodzący z ogrodu przez otwarte okno. Kolejne miesiące były bardzo ciężkie zarówno dla Augusty jak i dla wszystkich domowników, a także dla Edyty oraz pozostałych dzieci i wnuków.

„Ale ponieważ wiarę i ufność w Bogu zachowała od najwcześniejszego dzieciństwa aż do osiemdziesiątego siódmego roku życia, a w momencie ciężkiego zmagania ze śmiercią to zaufanie pozostawało w niej żywe, jestem pewna – napisze Edyta – że znalazła łaskawego Sędziego, i że w tej chwili jest moim pomocnikiem abym i ja doszła do mego celu”.

Nagrobek Augusty Stein.

Augusta Stein zmarła 14 września 1936 roku, w swoim pokoju, w domu, który zdobyła pokolenie wcześniej dla swojej rodziny. „Wszyscy czworo staliśmy przy jej łóżku, aż w końcu Erna wreszcie powiedziała: koniec. Potem rozpostarła ramiona, by nas wszystkich objąć, jakby chciała powiedzieć, że ze wszystkich sił spróbuje nam zastąpić tę miłość”. Było to święto Podwyższenia Krzyża, a Augusta odeszła właśnie w chwili, kiedy Edyta odnawiała w Karmelu swoje śluby zakonne.

Do śmierci pozostała silnym węzłem łączącym całą, wtedy już czteropokoleniową rodzinę, troszcząc się o utrzymanie ścisłej więzi, zwłaszcza z wnukami rozproszonymi w różnych częściach świata. Dom stanowił zawsze rodzinną twierdzę, punkt ogniskowy i symbol, nawet długo potem, kiedy wszyscy, którzy kiedykolwiek byli z nim związani, zostali rozproszeni po całym świecie.

Augusta Stein spoczęła na cmentarzu żydowskim przy dzisiejszej ulicy Ślężnej. Jej nagrobek z zielonego sjenitu jest usytuowany przy głównej alei i oprócz nazwiska, imienia i dat nosi inskrypcję w języku hebrajskim: pięć pierwszych liter zdania „Niech dusza jej zostanie związana w węzeł życia wiecznego” (1Sm 25-29).