Treść główna

Dom przy Michaelisstrasse 38

Kamienica przy Michaelisstrase 38 pod koniec lat 20. XX wieku. W oknach rodzina Bibersteinów, od prawej: Erna (siostra Edyty), następnie Dorothea (teściowa Erny), Suzanne i Ernst Ludwig (dzieci Erny).

Michaelisstrasse przebiega mniej więcej z zachodu na wschód (właściwie z północnego zachodu na południowy wschód). Dla łatwiejszej orientacji będę mówił o stronie frontowej, gdzie znajdowało się wejście od ulicy, jako o stronie południowej. W ten sposób stroną północną staje się strona, która wychodziła na podwórze za domem. Strona wschodnia przylegała do domu sąsiedniego. Na ścianie zachodniej natomiast było kilka okien na parterze i na pierwszym piętrze, z których był mroczny widok na przejazd na podwórze domu sąsiedniego, w którym mieściło się przedszkole. Za mojej wczesnej młodości tzn. przed rokiem 1928, zachodnia strona parteru była mieszkaniem rodziny Arno Steina, do której poza wujkiem Arno i ciotką Martą należało czworo dzieci, Wolfgang, Eva, Helmut i Lotta. Wschodnia część parteru składała się z kuchni i jadalni mojej babki Stein i jej rodziny (patrz ciąg dalszy) po stronie północnej jak i pomieszczeń praktyki mojej matki tzn. poczekalni i pokoju przyjęć po stronie południowej.

Plan domu Steinów przy Michaelisstrasse 38 we Wrocławiu przed 1928 rokiem, parter, archiwum Towarzystwa im. Edyty Stein we Wrocławiu.
Plan domu Steinów przy Michaelisstrasse 38 we Wrocławiu przed 1928 rokiem, parter, archiwum Towarzystwa im. Edyty Stein we Wrocławiu.

Na pierwszym piętrze mieszkała moja babka Stein z dwiema córkami, Fredą i Różą, i ze swoją wnuczką, córką Fredy Eryką. Do tego dochodziły jeszcze dwie siostry mojej babki, Klara i Micka. Ta ostatnia już w najwcześniejszym czasie, do którego sięgają wspomnienia z mojej młodości, była ciężko chora i wkrótce zmarła. Gdy ciotka Edyta przyjeżdżała w odwiedziny ze Speyer, to mieszkała również na pierwszym piętrze. Wszystkie sypialnie i bardzo przestronna łazienka leżały po północnej stronie domu, z widokiem na podwórze. Po stronie południowej pierwszego piętra leżały dwa pomieszczenia reprezentacyjne domu, „sala” o długości jedenastu metrów z czterema potężnymi oknami i leżący bezpośrednio obok, mniejszy, ale przecież obszerny „pokój męski”.

Plan domu Steinów przy Michaelisstrasse 38 we Wrocławiu przed 1928 rokiem, I piętro, archiwum Towarzystwa im. Edyty Stein we Wrocławiu
Plan domu Steinów przy Michaelisstrasse 38 we Wrocławiu przed 1928 rokiem, I piętro, archiwum Towarzystwa im. Edyty Stein we Wrocławiu.

Niektóre szczegóły tych pokoi ciągle jeszcze mam w pamięci: sala miała podłogę parkietową z różnobarwnego drewna we wzorze dużych rombów. W południowo- wschodnim rogu Sali stał fortepian marki Bechstein mojej matki, instrument, na który – patrząc wstecz- nie było miejsca w naszym małym mieszkaniu mansardowym ze względu na wymiary. Jedynym meblem, który mógł się ewentualnie z nim mierzyć wymiarami i wagą, był monumentalny stół jadalny, gigant ze spiralnie toczonymi nogami o potężnych rozmiarach. Podczas uroczystości rodzinnych stół ten mógł się rozrastać do zastraszającej długości (…) przez wkładanie niezliczonych płyt, aż nie wypełnił całej Sali. Tak stało się na przykład według przekazów rodzinnych podczas wesela moich rodziców i za moich czasów, na osiemdziesiąte urodziny mojej babki.
Innym meblem w Sali, który sobie jeszcze dosyć dobrze przypominam, jest czarne bejcowane biurko ciotki Edyty z dosyć niewygodnym fotelem biurowym. Stało ono mniej więcej na wysokości trzeciego okna od prawej. W związku z nim opowiadano historię (niemal) morderstwa o Panu Schmidtcie, zegarmistrzu z przeciwka, który pewnej nocy wypalił ze swego pistoletu w powietrze, zęby przegonić bardzo hałaśliwych włóczęgów. Strzał poszedł ukośnie do góry przez ulicę, przeszedł przez wspomniane okno przy biurku ciotki Edyty i ostatecznie utkwił w pięknym suficie. Nikt z naszego domu nie został ranny i nawet się nie przestraszał, prawdopodobnie dlatego, że u Steinów zawsze wcześnie chodziło się spać. Nikt niczego nie zauważył aż do następnego poranka.
A propos sufitów, zarówno w Sali jak i w pokoju męskim robiły one na mnie duże wrażenie. Ten w Sali (uszkodzony przez strzał pana Schmidta) miał coś na kształt rzeźbionych żeber, które dużą powierzchnię dzieliły na mniejsze kwadraty. Do tego sufit pył pomalowany na kolor drewnopodobny, tak że wyglądał on niczym wyłożony boazerią. Nadawało to temu halowemu pomieszczeniu prawie przytulnego ciepła, któremu chyba należy przypisać fakt, że my dzieci zawsze czuliśmy się tam dobrze pomimo nieco przytłaczających wymiarów. Sufit pokoju męskiego był biały i ozdobiony wzniosłymi wzorami kwiatów oraz latorośli.

Nasza (czteroosobowa) rodzina mieszkała na poddaszu. Południowa cześć strychu została zaadaptowana na mieszkanie czteropokojowe, gdy pobrali się moi rodzice. Pokój wysunięty najdalej na wschód był naszą „dobrą izbą”. Obok była kuchnia – dosyć duże pomieszczenie, w którym, oddzielone przez zasłonę, znajdowała się coś na kształt pokoju dla służby. Przyległa bezokienna ściana widoczna z zewnątrz (ponad oknem środkowym) określała odcinek, gdzie wciąż długi i ciemny (dla nas dzieci) korytarz oddzielał wschodnie izby od dwóch zachodnich. Te ostatnie były sypialnią moich rodziców i naszym pokojem dziecięcym. Po północnej stronie strychu były dwa duże pomieszczenia przeznaczone głównie do suszenia bielizny i do przechowywania walizek i innych rupieci, które nie były użytkowane na co dzień. W zachodnim z tych pomieszczeń za małą przegrodą z desek znajdowała się nasz klozet. Chociaż nie przypominam sobie takich szczegółów, wydaje mi się, że korzystanie z tego klozetu zimą musiało być spartańskim przedsięwzięciem, ponieważ te pomieszczenia strychowe naturalnie nie były ogrzewane. Inne pokoje były opalane piecami kaflowymi, podczas gdy reszta domu miała centralne ogrzewanie parowe, co było dosyć niezwykłe w tej dosyć skromnej dzielnicy Wrocławia.
W dachu znajdowała się luka, przez którą pozwalano mi pod nadzorem rodziny wdrapywać się tam, a było to wtedy, gdy sterowiec Graf Zeppelin złożył wizytę we Wrocławiu i wszyscy wylegli na dachy, żeby mieć lepszy widok.

Plan domu Steinów przy Michaelisstrasse 38 we Wrocławiu przed 1928 rokiem, II piętro, archiwum Towarzystwa im. Edyty Stein we Wrocławiu.
Plan domu Steinów przy Michaelisstrasse 38 we Wrocławiu przed 1928 rokiem, II piętro, archiwum Towarzystwa im. Edyty Stein we Wrocławiu.

Z piwnicy przypominam sobie tylko, że była duża i ciemna, i że był tam duży piec centralnego ogrzewania. Mój ojciec kochał temperaturę tej piwnicy, ponieważ dzięki niej mógł serwować gościom swoje składowane tam wino bez dodatkowego, sztucznego chłodzenia. Obie połowy domu, które były oddzielone od siebie przez wejście i szeroki wjazd na podwórze, miały chyba też oddzielne piwnice, które jednak były połączone ze sobą podziemnym przejściem. Mój kuzyn Helmut i ja zbadaliśmy to przejście od strony Steinów, co wymagało zdecydowania i odwagi, ponieważ panowała tam absolutnie nieprzenikniona ciemność, Jedynym obiektywnym, skutkiem tego wyczynu było to, że po drugiej stronie pojawiliśmy się niesamowicie brudni.

Plan domu Steinów przy Michaelisstrasse 38 we Wrocławiu, piwnica, archiwum Towarzystwa im. Edyty Stein we Wrocławiu.
Plan domu Steinów przy Michaelisstrasse 38 we Wrocławiu, piwnica, archiwum Towarzystwa im. Edyty Stein we Wrocławiu.

W roku 1928 zasadniczo zmieniły się stosunki mieszkaniowe przy Michaelisstrasse 38. Główną przyczyną było pogorszenie się zdrowia mojej babki ze strony ojca do tego stopnia, że już dłużej nie mogła mieszkać sama i przeprowadziła się do nas, co właściwie od dawna leżało w zamiarach mojego ojca. Poza tym kariera uniwersytecka mojego ojca rozwinęła się tak dalece – na wiosnę 1929 r. miał zostać mianowany „nieetatowym profesorem nadzwyczajnym” – że oczekiwano od nas życia towarzyskiego na wyższym poziomie, niż to było możliwe w naszym skromnym mieszkaniu na poddaszu (nie mówiąc już o ubikacji obitej deskami).
Po wielomiesięcznym poszukiwaniu i przebieraniu w ofertach udało się w końcu znaleźć odpowiednie mieszkanie w pobliżu, tak że poddasze po stronie zachodniej zwolniło się. Wtedy przeprowadziły się tam moja babka Stein, ciotki Freda i Róża i kuzynka Eryka. Chociaż ciotka Edyta przyjeżdżała w odwiedziny tylko na kilka tygodni w roku, to najdalej na zachód wysunięty pokój przedni nigdy nie uchodził za nic innego niż gabinet ciotki Edyty, ponieważ tam było jej na czarno bejcowane biurko i biblioteczka z oszklonymi drzwiami. Większy z pokoi sąsiednich był „dobrą izbą” Steinów, gdzie moja babka podejmowała co miesiąc w sobotnie popołudnie swoje liczne siostry na „dzień siostrzany” kawą i ciastem własnego wypieku i gdzie odbywał się nasze wieczorne posiedzenia rodzinne w rozszerzonym kręgu rodzinnym. Pomieszczenie przyległe do gabinetu ciotki Edyty nazywało się sienią a jego zakratowane okno wychodziło na wjazd należący do domu obok. Sień służyła rodzinie mojej babki za pokój dzienny i jadalnię. Tutaj spożywano codzienne posiłki a również uroczyste kolacje piątkowe, na które przynoszono dobre obrusy, srebrną zastawę i porcelanę jak również srebrne świeczniki na świeczki szabasowe. W sieni spotykano się, żeby się rozmówić, poplotkować i miło spędzić czas. Stała się ona towarzyskim ośrodkiem domu. Jedno z ostatnich wspomnień sieni wiąże się z wyjazdem ciotki Edyty do Kolonii do Karmelu: ponieważ tam czekałem, dosłownie godzinami, podczas gdy w sąsiednim gabinecie mój ojciec głośno usiłował wyperswadować tę decyzję ciotce Edycie, chyba bardziej żeby zademonstrować swój sprzeciw wobec decyzji, która była dla niego niezrozumiała i nie do przyjęcia, niż w nadziei, że zdoła w ostatniej chwili znacząco ją zmienić. Zaraz obok sieni była przestronna jasna kuchnia (miała dwa okna, które wychodziły na nasze podwórze), a do niej przylegała mała izba, która pierwotnie była chyba przeznaczona na pokój dla służby, ale potem służył on mojej ciotce Róży za sypialnię. Inne sypialnie znajdowały się po północno-zachodniej stronie pierwszego piętra.

Plan domu Steinów przy Michaelisstrasse 38 we Wrocławiu w latach 1928-1933, parter, archiwum Towarzystwa im. Edyty Stein we Wrocławiu.
Plan domu Steinów przy Michaelisstrasse 38 we Wrocławiu w latach 1928-1933, parter, archiwum Towarzystwa im. Edyty Stein we Wrocławiu.

Cała wschodnia połowa domu z „pokojem męskim” na pierwszym piętrze w ramach przemeblowania w roku 1928 została zmieniona na mieszkanie Bibersteinów. Podzielone na trzy piętra, składające się z 10 pokoi, było pańskie, ale bardzo niepraktyczne dla prowadzących gospodarstwo domowe. Stawiało ono wysokie, prawdopodobnie nadmierne wymagania służbie. Ponieważ kuchnia była na parterze, a wielodaniowe posiłki spożywane były w „Sali” na pierwszym piętrze, do podania obiadu lub kolacji trzeba było trzy do czterech razy wejść i zejść po schodach, ponieważ stół należało nakryć i z niego posprzątać. Jak z całym tym sprzątaniem, ścieleniem, czyszczeniem, gotowaniem, praniem, robieniem zakupów dla siedmioosobowej rodziny mogły się uporać dwie dziewczyny za służby przy takim rozmiarze i ułożeniu domu, pozostaje dla mnie niezrozumiałym po dzień dzisiejszy.

Plan domu Steinów przy Michaelisstrasse 38 we Wrocławiu w latach 1928-1933, parter, archiwum Towarzystwa im. Edyty Stein we Wrocławiu.
Plan domu Steinów przy Michaelisstrasse 38 we Wrocławiu w latach 1928-1933, I piętro, archiwum Towarzystwa im. Edyty Stein we Wrocławiu.

Wykorzystywanie pokoi po naszej stronie domu do ekspansji w roku 1928 wyglądało następująco: na poddaszu były pokój dzienny stał się pokojem moich rodziców. Była kuchnia obok stała się pokojem dla służby. Sala na pierwszym piętrze stała się naszym pokojem dziennym i jadalnią na obiady i kolację. Pokój męski został gabinetem mojego ojca. Gdy moi rodzice mieli gości, te dwa pomieszczenie spełniały funkcje towarzyskie. Z tyłu (po stronie północnej) od podwórza na wschód od środka budynku znajdował się pierwszy z naszych dwóch pokoi dziecięcych, potem pokój mojej babki (Biberstein) i w końcu łazienka nas wszystkich. Na parterze tak jak wcześniej były pokój przyjęć i poczekalnia mojej matki (po stronie południowej, od ulicy), jak również i kuchnia, Pomieszczenie obok zostało przeznaczone na śniadania. Ogród przed domem otoczony żelaznym płotem został wzbogacony w kilka krzewów i w cztery akacje kuliste. Domownicy rzadko wchodzili do niego. Służył przede wszystkim jako swego rodzaju kordon sanitarny, który nieco odgradzał wytworny dom od jego proletariackiego otoczenia. W latach trzydziestych, już więc w okresie hitlerowskim, został on zlikwidowany jako niezgodna z duchem czasu przeszkoda dla ruchu drogowego.

Plan domu Steinów przy Michaelisstrasse 38 we Wrocławiu w latach 1928-1933, parter, archiwum Towarzystwa im. Edyty Stein we Wrocławiu.
Plan domu Steinów przy Michaelisstrasse 38 we Wrocławiu w latach 1928-1933, II piętro, archiwum Towarzystwa im. Edyty Stein we Wrocławiu.

Podwórze było dość mrocznym rejonem. Po prawej stronie, wchodząc z tylnych drzwi, była naga, twarda, pozbawiona trawy ziemia aż do wschodniej i północnej granicy działki. Stało tam kilka wysokich drzew (orzechów jak sądzę), które pogłębiały panujący na podwórzu mrok. Już w okresie, gdy mieszkała tam rodzina Arno Steina, postawiono tam drążek i huśtawkę, zęby dzieci miały trochę ćwiczeń i zabawy. Później dobudowano nam jeszcze poręcze. W tej części podwórza mimo wszystko pozostało jeszcze miejsce na grę w krykieta. Powodem, dla którego my dzieci niespecjalnie lubiliśmy tą stronę podwórza, była działka na wschód od nas odgrodzona płotem z desek, na którym nie rosło ani jedno źdźbło trawy, ale za to sąsiad rzeźnik trzymał dwa duńskie dogi o groźnym wyglądzie i zachowaniu.
Lewa (zachodnia) strona podwórza stwarzała nieco bardziej przyjazne wrażenie. Były tam grządki kwiatów – kosaćce, jeżeli sobie dobrze przypominam – i trawnik, gdzie można było siedzieć, leżeć lub mocować się nie ponosząc szkód. Mur. Który tworzył zachodnią granicę działki, był przykryty żywopłotem z krzewów jaśminowych, a całkiem z tyłu, w rogu północno-zachodnim, obok ruiny kurnika, stało jeszcze drzewo czarnego bzu, na które można było się wspaniale wdrapywać. Jaśmin kwitł w lecie i roztaczał oszałamiająco mocny zapach.
Podczas ostatniej wiosny, którą przeżyła moja babka Stein, przesiadywała ona często na leżaku w tej prawie ogrodowej części podwórza. Wiele miesięcy spędziła ona potem w swoim pokoju na pierwszym piętrze, którego okna wychodziła w tym kierunku i być może wpuszczały do niej nieco zapachu jaśminu, kiedy już nie wstawała z łóżka i kiedy nie miała już dużo życia przed sobą. Zmarła również w tym pokoju, w tym domu, który wcześniej, przed okresem równym niemal długości życia ludzkiego, nabyła dla swej rodziny, i który dla tejże rodziny stanowił swego rodzaju źródło, punkt zbiorczy i symbol, również długo po tym, gdy już wszyscy, którzy z tym domem mieli cokolwiek do czynienia, byli rozproszeni na cztery wiatry.