Treść strony

Pielgrzymka śladami Świętej Edyty Stein – Teresy Benedykty od Krzyża. Dziennik Podróży (08–17.06.2025)

ks. Henryk Romanik

Zebrane zapiski i notatki w drodze, pisane w kościołach i hotelach, na parkingach i w busiku, rozpoczęte w Domu Edyty, układane w moim domu – w zamyśle jako wspólne szczegóły w doświadczeniu pielgrzymowania. Ale przecież każdy z naszej siódemki zapamiętał jeszcze inne sprawy i zauważył coś innego. Niech ten notatnik – modlitewnik posłuży jako wspomnienie dla podróżników z Edytą i jako zaproszenie dla domowników i gości Domu Edyty, dla wszystkich jej przyjaciół. Szczyt lata to dobry czas na żniwa i owocobranie. Daj, Boże, dobrego zasmakowania w zjawiskach fenomenologicznych i empatycznych…

O błogosławieństwo na drogę (pisane 2.08)

Edyto kochana nasza siostro i nasza przewodniczko
Święta Tereso Benedykto od Krzyża dziewico męczennico
Zaprosiłaś nas do podróży w poszukiwaniu prawdy
Stoimy na progu twojego domu idziemy do kościoła
Pakujemy nasze rzeczy umówieni na podróż daleką
Towarzystwo jak w arce Noego i jak w Wieczerniku
Inaczej niż za twoich czasów gdy podróże trwały dłużej
Która poznałaś godziny drogi ostatniej do domu Ojca
Błogosław tysiące kilometrów i godziny odpoczynku
Błogosław nasze rozmowy i słuchanie dobrych ludzi
Błogosław modlitwy i celebracje w pięknych świątyniach
Pobłogosław na końcu nasze powroty do Wrocławia
I do miast naszego zadomowienia między swoimi
Edyto kochana nasz aniele stróżu nasza przyjaciółko
Spojrzyj z okna i uśmiechnij się z dobrocią
Teraz i w godzinę śmierci naszej

Myśli o Edycie zebrane po drodze,
albo Litania Pytającego

  1. Kim jesteś Edith
    w twoim własnym domu
    otwartym jak miasto
    tajemniczym jak wszechświat
  2. Kim jesteś Siostro
    której głos słychać
    wśród ścian i w pokojach
    i milczenie pełne pytań
    o Najwyższego
  3. Kim jesteś Święta
    zanurzona w niebie Ducha
    zapatrzona w oczy Boga Ojca
    zgłodniała okruchów Baranka
  4. Kim jesteś Europejko
    oddychająca krajobrazem Nadrenii
    idąca ze szkoły młodych nauczycielek
    przez mostek św. Mikołaja
    do katedry jak potężny okręt
    z tańczącym ojcem Bernardem
  5. Kim jesteś uczennico
    zaczytana u Tomasza i Newmana
    słuchająca ojca Przywary i opata Rafała
    już zdecydowana na ofiarę Kalwarii
    nic nie mów cicha Mądrości
  6. Kim jesteś słowo
    zapisane pewną dłonią
    równym ściegiem pisma
    przemyślaną kaligrafią
    na kruchym papierze
    milcząca hymnodio
  7. Kim jesteś echo
    pytań w sali wykładowej
    i kroków na placu pod wieżami
    w porze południowych dzwonów
    w niedzielę i w sobotni wieczór
    na święto zmartwychwstania
  8. Kim jesteś kobieto
    z krwi i kości i oddechu
    pozwól usłyszeć twój głos
    uśmiech i zadziwienie
    córko Boga
  9. Kim jesteś bicie serca
    i spojrzenie ufne w oczy
    moje twoje zamknięte
    na spotkanie
  10. Kim jesteś modlitwo
    poszukiwana od świtu dnia
    w chórze klasztornym na adoracji
    rozjaśnionej słońcem monstrancji
    na ołtarzu świata
  11. Kim jesteś Estero
    siostro każdej orantki
    w bojrońskiej procesji bohaterek
    w drodze do celu podróży
    nieopowiedzianej
  12. Kim jesteś stukocie kół
    na wszystkich torach Rzeszy
    solidnej instytucji tytułowanej
    Deutsche Reichsbahn
  13. Kim jesteś krajobrazie
    mijanym w każdej podróży
    poprzez ukochane Niemcy
    aż na obczyznę w Auschwitz
    nieprzewidzianą nieodgadnioną
    docelową
  14. Kim jesteś spojrzenie
    z wszystkich fotografii od pierwszej
    rodzinnej jak zmartwychwstanie ojca
    po tę zapłakaną pożegnaniem mamy
    w święto Podwyższenia Krzyża
  15. Kim jesteś oblubienico
    świętująca liturgię wesela Mesjasza Pana
    w sukni ślubnej utkanej tajemniczo
    z apokaliptycznej miłości
  16. Kim jesteś zanurzona
    w największej chrzcielnicy na ziemi
    pośród owocującego wiarą lata
    w miasteczku nad wodami wolności
    na pograniczu cywilizacji
  17. Kim jesteś pytanie
    o prawdę skrytą na ostatniej stronicy
    natchnionej opowieści Matki z Avila
    odsłoniętą w ciszy konfesjonału
    zobaczoną w blasku kielicha
  18. Kim jesteś siostro twojej siostry
    przyjaciółki wiernej w drodze
    znającej serdeczne wyznania
    o miłości Króla Pasterza i Kapłana
    kwitnącej ogniem nieugaszonym
  19. Kim jesteś nocy bezsenna
    przed ostatnim etapem pielgrzymki
    po niewidzialnych śladach znakach
    wśród wszechobecnych drogowskazów
    wielkiego Jana znawcy Krzyża
  20. Kim jesteś ogrodzie
    owocujący spojrzeniem ponad mury
    miasta klasztoru katedry cmentarza
    gdzie krwawiące czereśnie zapraszają
    do wyznań sekretów całego życia
  21. Kim jesteś fenomenalna uczennico
    co byłaś przewodniczką dla swego mistrza
    towarzyszką poszukiwaczy skarbów myśli
    powołana do innej szkoły
  22. Kim jesteś istoto empatii
    tak trudnej do pojęcia umysłem
    że trzeba odwagi Hypatii z Aleksandrii
    prowokującej do ziemskiej ofiary
    w imię poznania Niepoznanego
  23. Kim jesteś zamilknięcie
    nad ranem po długiej lekturze
    gdy już nie ma pytań po namyśle
    i rodzi się westchnienie
    solo Dios basta
  24. Kim jesteś benedyktyńska panno
    drżącym głosem śpiewająca
    nowe własne carmina burana
    szepcząca brewiarz rzymski
    trwająca w zasłuchaniu
  25. Kim jesteś odpowiedzi
    na zapytania o tożsamość
    stawiane tak bezceremonialnie
    że zasługujące na przemilczenie
    secretum tuum tibi

Wołanie o burzę na niebie nad Gazą (pisane 6.08)

Święta męczennico patronko orędowniczko
Zaczynam tak z wysoka bo brak mi słów i odwagi
By wzywać ciebie w dniach dziejącego się ludobójstwa
W Ziemi Świętej na pograniczu państwa Izrael
I nie-państwa zwanego zwyczajnie strefą albo gettem
Nie umiem dyskutować o twoich poglądach na syjonizm w Palestynie
W czasach kwitnącego narodowego socjalizmu w Niemczech
Nie chcę wybuchać emocjami oburzenia i bezradności
Wobec obrazów liczb świadectw i komentarzy
O Gazie zdeptanej zagłodzonej skazanej na nieistnienie
Nie będę w jednym oddechu wymieniał imion zbrodniarzy
Adolfa Hitlera i Beniamina Netanjahu
Dzisiaj w godzinie twojego obnażenia z życia
Proszę cię spokojnie i pokornie módl się za nimi
Módl się za Palestyńczykami na pograniczu Ziemi Obiecanej
Módl się za Izraelczykami gotowymi do mordowania i zagłady
Swoich sąsiadów którzy nie będą nigdy ich rodakami
Módl się za chrześcijanami w Europie i w świecie
Aby marzyli o pokoju o sprawiedliwości i cudzie pojednania
I wzywali proroka Eliasza by przywołał deszcz dobroci nad Gazą
Święta Tereso Benedykto od Krzyża proszę cię pomóż
Modlić się w sprawach najtrudniejszych

DZIENNIK PODRÓŻY

Kalendarz liturgiczny

7.06 – wspomnienie męczenników z Pariacoto/Peru – franciszkanów Zbigniewa Strzałkowskiego i Michała Tomaszka (+ 9.08.1991 – uwaga na dzień i rok!)
8.06 – Zesłanie Ducha Świętego; wspomnienie królowej Jadwigi Jagiełłowej (jedno z imion chrzcielnych Edyty)
9.06 – Maryi Matki Kościoła; św. Efrem Syryjczyk, „Harfa Ducha Świetego”
11.06 – św. Barnaba Józef Lewi, Apostoł, autor Listu do Hebrajczyków (prawdopodobny)
12.06 – święto Jezusa Chrystusa Najwyższego Kapłana; bł. Bronisław Kostkowski męczennik, kleryk ze Słupska, umarł w KL Dachau 6. 08. 1942
13.06 – św. Antoni z Padwy, II objawienie fatimskie
15.06 – Niedziela Trójcy Świętej
17.06 – św. Albert Chmielowski, „Brat naszego Boga”
18.06 – Uroczystość Najśw. Ciała i Krwi Pańskiej

Przeddzień już w drodze (7.06)

Podróż z Koszalina w deszczu rzęsistym, przebogatym, zamyślonym, miejscami niebezpiecznym. Miała być łatwa, a pod Goleniowem karambol i korek na kilometry. Myślałem modlitewnie o tych w drodze. Pewność wybranego kierunku i niepokój jak trafię pod adres na Nowowiejskiej, dawniej Michaelistrasse. Pomogła dziewczyna wytatuowana straszliwie, uśmiechnięta jak demonica, jakaś córka Lilit.

Wrocław przywitał przyjaźnie, ulicami, wieżami, mostami, aż po otwarte bramy i drzwi. Ks. Jan zakochany szczerze w Edycie i Danusia rozmodlona bez miary: wierzący przyjaciele ludzi. Pokój 22 od ulicy z tramwajami (czy ona też je słyszała?), głosy podsłuchiwane w otwartym oknie. W nocy zbierałem już słowa na wigilię Zesłania Ducha Świętego na nawiedzenie świątyni Archanioła. Pośród śpiewów katechumenów z hebrajskimi słowami i melodiami modlitwy szybowały nad głębiami, tańczyły weselnie i pogodnie. Siostro nasza, kto mógł pomarzyć, że w twoim gościnnym domu tak objawi się psalmodia mesjańska po polsku…

Dzień Pięćdziesiątnicy (8.06)

Kiedy spoglądałaś w górę na szczyt kamienicy Nr 50 (trzeba przejść na stronę nieparzystą ulicy), uśmiechało się i tak jest do dzisiaj słońce wśród ptaków i kwiatów. Kto tam kiedyś mieszkał, że wymyślił takie zwieńczenie własnego domu?

Park nazywany twoim imieniem kipi zielenią po ostatnich deszczach. Nad nim wyniosła budowla, wielka jak katedra i sanktuarium Wodza zastępów anielskich z wieżami-siostrami, każda innej urody.

Poranna Msza parafialna zachęcająca spokojem do wsłuchania się w natchnione słowa. W kąciku jakby madonna, karmiąca mama, nie zakłopotana kazaniem, skupiona na maleństwie, dodaje otuchy mężowi na straży i księdzu przy ołtarzu. W południe prymicja z procesjami i czeredą dzieciarni, wesołej i dumnej z uczestniczenia w takim świętowaniu.

Twój kościół parafialny tętni dzisiaj życiem salezjańskim i dopowiada rozbrykane modlitwy w nawach do twoich zadziwionych westchnień w kaplicy z ołtarzem – księgą.

Przede mną spokojne godziny. Poczytam, popiszę, poukładam pióra duszy przed odlotem. Spokojne oczekiwanie na towarzyszy pielgrzymki. Numer pokoju podpowiedział medytację Psalmu 22 i „stacjonarną” Drogę Krzyżową. Stukot kół tramwajowych jakby zwiastował wszystkie jej oczekiwania na dworcach i wsłuchanie w kolejowe melodie. I gotował do ostatniej podróży.

Szafy z książkami onieśmielają otwarciem na oścież. Meble, dokumenty, okna pamiętają, budzą wyobraźnię. Śląska geografia podpowiada Lubliniec, Gliwice, miasteczka w Kotlinie Kłodzkiej. A gdzie Kolonia i Echt, gdzie europejskie stolice, gdzie Westerbork i Birkenau… Fotografie spokojne jak litania podpowiadają tymczasem rozmowę o rodzinnym umieraniu. Nie ma ubrań i butów, bo byłoby je gdzieś tu słychać.

Szalom, pani Augusto! Dziękuję ci za córkę, za tę najmłodszą i najtrudniejszą. Wybacz szaleństwo: proszę o rękę twojej perełki… Modlę się o skarb twego domu, do rozdawania uboższym. Kobieta mojego życia nie udaje, nie kłamie, jest przy mnie – teraz i w godzinę…

Veni Sancte Spiritus
Erchou Kyrie
Maranatha

Fenomenologia drogi – Getynga 8/9.06

Jazda jak jazda, setki kilometrów wśród otwierających się krajobrazów ponad granicami. Razem będzie tego ze cztery tysiące. Porządne niemieckie drogi pomagają w szybkości pochłaniania przestrzeni bez możliwości przyswajania obserwacji, spotkań, skojarzeń. Od początku słuchamy czytanych fragmentów o Edycie i głosu jej samej.

Wędrówka po obcych miastach o twarzach coraz bardziej azjatyckich i jadłodajniach już nie tradycyjnie niemieckich. Zamknięte kościoły, niechrześcijańskie uczelnie, rezydencyjce dzielnice nie zniszczone ostatnią wojną. Jedyne potwierdzenie jej obecności: na pewno tu była, przecież sama opowiedziała. Dotykamy tych samych drzwi. Słuchamy ptaków, które w kolejnych pokoleniach śpiewają te same melodie, wdychamy zapach kwitnących starych lip i ich córek. Rozmawiamy o niej, jest gdzieś obok nas.

Przedziwny kościół jezuitów taki humanistyczny, że odprawiamy Eucharystię gdzieś między piętrami. Edyta tu nie weszła na Boże Narodzenie w 1915. Tylko Archanioł w dziwnym miejscu z wielkim mieczem broni przed głupotą. Uniwersytet królewski otwiera się pustą aulą z milczącymi głowami i dziwnym karcerem – świadectwem bezkarności. Kościół św. Albana, godnie romański z milczącym dzwonem przy schodach, wspomina chrzest Pauliny Reinachówny. To ona podarowała Edycie sławną autobiografię św. Teresy, którą czytała kilkanaście godzin w drodze do Bergzabern to tam miała przyjść jasna decyzja, skok w zanurzenie, nowe narodziny w Bogu.

Dziwnie jakoś zamilkliśmy przed domem Hansa Lippsa, którego oczy gdzieś patrzyły z okien niespełnionej miłości. Rezydencje Reinachów i Husserla jakby przechowały echa „filozofowania”, dobrej szkoły dopytywania o prawdę. Do tych odwiedzin przydatna jest lektura listów i wspomnień samej Bohaterki. Sporo mówią o niej samej.
Na rynku przed ratuszem, u stóp gęsiareczki Eli, arcysmaczne lody wśród obcego towarzystwa. To zaproszenie naszej mądrej przewodniczki, Amerykanki, do Cafe’ Colosseum. Najlepsza była obiadokolacja po włosku z ruską obsługą, a na stole swojska gawęda przy piwie.

Getynga pożegnała nas zielenią cmentarza, gdzie szukaliśmy cierpliwie grobu Adolfa Reinacha. Jak ważna okazała się jego śmierć i świadectwo wiary Anny! Dotarłem do monumentalnej kaplicy i modliłem się na ławeczce różańcem po polsku i niemiecku. Tak nastał wieczór i noc dnia pierwszego.

Miasto jak katedra. Muenster – 10.06

Stolica Westfalii w deszczu otwarła się wielką katedrą. Zakrystia tak obszerna, że pomieści armię celebransów. Przy ołtarzu nas niewiele, a w nawie wielkie echo. Po Edycie ślad w pomniku – grupą ukrzyżowania z kardynałem von Gallenem, wizjonerką z Emmerich i heretyckim samozwańcem Janem van der Leiden. Dlaczego stoją w miejscu ledwie dostępnym koło pałacu biskupa i prezbiterium?

Dostojna biesiada jubileuszowa na zaproszenie Manfreda w restauracji ze szparagami dodała sił do wędrówki po mieście. Ania cierpliwie odnajduje wśród uliczek domy przyjaciół, aż wreszcie kłaniamy się przez płot mistrzowi Husserlowi; tak zwyczajnie: tu był.

U św. Ludgera cudowna pieta uratowana z wojennych pożarów wzrusza kruchością, Edyta ze św. Nielsem Stensenem zachęca do stawiania pytań. Św. Jakub z cudownym pentaptykiem onieśmiela w modlitwie obrazami i słowami. Jeszcze Collegium Marianum, gdzie „panna doktor” została zwyczajnie odrzucona w pracy akademickiej, bo kobieta, bo Żydówka, bo człowiek.
Przejazd przez granicę holenderską pośród rozmów i opowieści. Coraz ciszej i skromniej, aż pośród pól osada Diever z domkami w zagrodach jak tolkienowskie Shire. Nawet adres bajkowy: Kastell 19, tyle że pomyliliśmy, wybierając najurokliwszy domek. Na szczęście gospodarze przyjęli nas uśmiechem: to my tu mieszkamy, a wy do sąsiadów. I tam niezwyczajnie jak agrykulturę, sielsko-anielsko, aż nie do wiary.

Obóz – stacja do piekła. Westerbork – 11.06

Ranek z Mszą św. przy stole kuchennym i śniadanko z zapasów polskich. Przyjazne rozmowy z kucykami i kurami zapowiadały najtrudniejszy dzień. Stąd do obozu zbiorczego dla holenderskich ochrzczonych Żydów tak niedaleko, że trudno zebrać myśli: toż to przedsionek Birkenau!

Muzeum rozgadane grupami dzieci i emerytów. Taka zwyczajna edukacja i turystyka historyczna. Dalej kawałek przez las do bramy dziwnego miejsca. Jeszcze monstrualna „gablota” z rezydencją komendanta i grupa młodych żołnierzy na wyprawie formacyjnej. Baraków właściwie nie ma, jakieś gigantyczne anteny po instalacjach nasłuchowych NATO (czego szukali wśród głosów z nieba?), doskonała obsługa akustyczna i kwitnące łubiny. Pomnik taki nie-pomnikowy z klockami wpisanymi w mapę kraju. Stąd tylu, stamtąd tylu. I jeszcze Cyganie. Na skraju pola fragment torów bez początku i końca, mur i las. Wagon chyba nieoryginalny. Jakoś podobny. Znalazłem kamień nadreński z krzyżem, nie pierwszy i nie ostatni w imię Edyty. Trudno rozmawiać.
Zakończenie dnia w Maarsbach. Tradycja z wiatrakiem i kanałami. Kolacja w Lounge Riverside, dziewczyna jak ta z perłą Vermeera. Długi spacer nabrzeżem i rozmowa z Manfredem o „zagadnieniach” Kościoła w naszych krajach. Szklaneczka wina na dobranoc w pensjonacie u Zylki z Czarnogóry.

Echt – 12.06

Echt tak bliziutko, ale Edyta z Różą dotarła do obozu dookolną drogą przez Amersfoort. Jazda przez pola ubogacona wizją barki płynącej wśród traw; nie to kanał zwyczajnie ukryty w landszafcie. Uporządkowane od wieków Niderlandy z setkami wiatraków i elektrownią atomową. Zagrody ze zwierzętami i domki w szeregach jak zabawki, bogatsze pałacyki oznaczają, że to może ludzie z metropolii albo zagranicy.

Ratusz jak mały parlament, koncentryczny; burmistrz mianowany przez samego króla; audiencja w gabinecie dla nas jako ważnej delegacji. Frank – rozgadany zapalony przewodnik, Jacques – milczek i maruda poprowadzili uliczkami do karmelu. Po drodze tabliczka w bruku: tu załadowano aresztowane siostry Edytę i Różę. Klasztor dosłownie „zamknięty” i jakby wymarły. Izba pamięci niewiele pamięta. Kaplica chłodna w gorący dzień. Tu była od 1.01.1939 do 2.08.1942. Korespondencja, summa mistyczna i filozoficzna, nadzieja godnej wolności. Tu zgłębiała „wiedzę Krzyża”. Tu wspinała się na górę oświecenia.

Eucharystia w kościele parafialnym, a właściwie w kaplicy maryjnej Nieustającej Pomocy. Fotografie przy autentycznym płaszczu chórowym Świętej. Tryptyk z Edytą na uboczu.
Rozmowa w ratuszowej sali Towarzystwa ES pełna szczerych rozczarowań i marzeń. Współpraca z klasztorem właściwie nie istnieje. Frank o planach kongresu „edytiańskiego” z biskupami i fanami Świętej. Jeszcze zatrzymanie przy murze ze smutnym popiersiem Siostry, która chyba niewielu tu obchodzi.

Kolonia w biegu – 12/13.06

Do Krefeld w upale. Obiadek w domu siostry Manfreda, Martiny. Stała mi się aniołem stróżem, jako lekarka zdobyła niezbędne leki. Bez nich chyba musiałbym wracać? Rozmowa o korzeniach rodzinnych na Pomorzu. Ich mama Sigrid urodzona w Zarańsku k. Drawska, w majątku rodowym. Byli tam w 2014. Mizerne ślady pałacu, po grobach na cmentarzu nie ma śladu… to nie koniec poszukiwań!

Zaprosiłem Manfreda do Koszalina z jego książkami (parafia, politechnika, media). Odwiedzimy karmel w Bornem Sulinowie i Zarańsko, no i oczywiście nasze skarby wokół Jamna. Idea rozmowy z biskupem KZ, by pielgrzymki do Częstochowy, Krakowa i Wadowic docierały też do Oświęcimia. Naiwne? Chyba sensowne.

Już prawie o zachodzie nad lasami i osiedlami wypatrywaliśmy sylwetki sławnej katedry. Po zahotelowaniu w „Ibisie” na miasto we trzech. Nie wszyscy mieli dość sił. Świątynia już zamknięta o 20.00. Trzej królowie śpią spokojnie, wieże kłują niebo rozdrgane muzyką, tylko gołębie jakoś przemyślnie wypłoszone. Plac wokoło, filharmonia, dworzec i nabrzeże Renu zatłoczone wielojęzycznym i wielobarwnym światem. Na szczęście św. Marcin Wielki zaprosił nas na ostatnią chwilę prostej i mocarnej adoracji; budowla wzniesiona jak zamczysko; wzniosła modlitwa, wspomnienia, wyciszenie. Jeszcze nasz Silwano – Marcin zatańczył wokół kolumny z figurką św. Patrona. Zaraz obok stylowa piwiarnia „Sion”: grande finale z pianką i przekąską. Trzej muszkieterowie wrócili umocnieni na nocleg.

Rano pomaszerowaliśmy do klasztoru, który dziedziczy pamięć o Edycie w tym mieście. Tamten stary z Lindental, dokąd dotarła nowicjuszka w 1933, zbombardowany do gruntu razem z miastem w 1945. Tylko tablica na murze jakiejś nowej budowli. Doświadczenie odbudowania miasta, ale bez twarzy.

Liturgia w barokowym kościele z siostrami staruszkami i wielonarodowym ludem. Przy śniadaniu spotkanie z Markiem Kosendiakiem z wrocławskiego Towarzystwa. Razem z żoną peregrynował w miejscach związanych z Edytą, ale według własnego autorskiego programu. Żywe doświadczenie skarbnicy spisanej pamięci o Edycie i jej własnych klejnotów – źródeł mądrości. Monika, pracowita gospodyni archiwum, ma rzadki charyzmat opowiadania i zapisanych papierach, aż do legendy o natchnionych kurach. Siostra Ancilla, uśmiechnięta kruszynka, otworzyła nam klasztorny ogród z tajemnicami, prawdziwy hortus conclusus. Ona sama jest darem bezcennym, komu dane jest ją spotkać z bliska.

Miasto rozpalone okrutnym żarem ulic, tramwajów, przystanków. Przyjąłem to, na szczęście już z lekarstwami, jako osobistą pokutę. Dotarliśmy do szpitala św. Elżbiety, gdzie w modernistycznej kaplicy dziś z mozaiką Apokalipsy w 1936 roku ochrzczono Różę, a siostra lecząca złamanie widziała to z okna na balkonie. Dla wzmocnienia emocji – przejście korytarzami przez oddział onkologii.

Pomnik „trzykroć przedziwnej” Edyty w parku przy seminarium mocarny i kontrowersyjny. Niemiecka dusza w całej rozciągłości i głębi. Wiedzą, że Święta jest ważna i nieakceptowana. Nie można spojrzeć jednocześnie w trzy oblicza bohaterki, nie można odszukać w odbitych śladach stóp tego najważniejszego, żeby się nie pogubić. Na szczęście w tle tej małości ogromna sylweta katedry. Tu wszyscy trafiają, do niej przybywa się do Kolonii.

W drodze do Spiry opowiadam Manfredowi o Polsce, bieżącej polityce i moich wieloletnich spotkaniach z dawnymi Pomorzanami. Wysilam się na niemiecką gramatykę ze zdaniami wielopiętrowi złożonymi, aż wreszcie on dobrotliwie: to już lepiej mów po polsku, bo tak lepiej cię pojmę.

Spira – imperium pokornej mądrości – 14/15.06

Szlak winnic nadreńskich przypomniał smaki tylu spotkań, celebracji i biesiad. Do Spiry wracam trochę jak w swoje strony. Mijamy na przedmieściu zadziwiające muzeum techniki z samolotami jakby gotowymi do lotu. Rozglądam się po klasztorze dominikanek z kościołem i szkołą wspominając odwiedziny jeszcze w tamtym tysiącleciu. Pierwszy raz – na święceniach kapłańskich Michała Hergla w 1986 roku, a potem jeszcze parę razy już samodzielnie z parafii w Palatynacie. Przyciągał mnie legendarny klasyczny romanik i Edyta coraz bliższa. Nawet karmel w Tybindze z pierwotną siedzibą archiwum i spotkane siostry pomogły coraz żywiej wchodzić na jej ścieżki.

O poranku po Mszy niedzielnej u dominikanek (ksiądz archiwista mówi o znaku krzyża), dotyk relikwii rękopisów Edyty. Ot, taka adoracja fenomenologiczna.
Chodzenie po Spirze z s. Karolą. Do katedry wśród śpiewu/wrzasku chmary zielonych papużek. Dziwne „dzieło” symboliczne u stóp prezbiterium. Zanurzenie w głębiach krypty, pomiędzy cesarskimi sarkofagami, wokół millenijnych ołtarzy i baptysterium – kościół w kościele. Nad głowami niedzielna celebracja z chórem młodzieży i Edyta w kaplicy chrzcielnej. Nie ma dostępu do komnaty z konfesjonałem Siostry.

Poznajemy sekrety klasztoru: sala wykładowa, gdzie uczyła Edyta, dzisiaj izba pamiątek; ogród z czereśnią jak rajski dar obfitości; ławeczka przy murze z nagrobkami, skąd widać katedrę. W kościele ławka i klęcznik, podobno prawdziwe. W domu tzn. pałacu biskupa mistyczna Droga Krzyżowa Antona Schlembacha, przyjaciela Jana Pawła II. W katedrze jeszcze raz na wieżę: niektórzy wspięli się aż na galerię dzwonną, by spojrzeć na miasto i okolice nad Renem; ja zostałem dla cichej medytacji pośród imperialnych obrazów historii Świętej Rzeszy. Przez park przy katedrze nad brzeg Renu. Siostra opowiada o Edycie i Kościele. Na kolację dotarł Michał Hergl, jest w pobliżu dziekanem. Trochę wspomnień i aktualności. Pominęliśmy dramat odejścia Reinolda. Przeszłość.

Bad Bergzabern – miasto światła – 15.06

Przed południem do miasteczka rozpoznania prawdy i wyznania wiary. Ogromna fontanna wyraźnie zapowiada zanurzenie w tajemnice wiary objawionej. Cudowny kościół: chrzcielnica z Gołąbką podającą mistyczną perłę, krucyfiks w prezbiterium – serdeczne Drzewo Życia, postać Świętej wysoko nad głowami jak wielka lampa. W zakrystii można dotknąć nie tylko wzrokiem księgę metrykalną z adnotacjami od chrztu aż do kanonizacji, a do tego oryginał dzieła Wielkiej Teresy. To tutaj się otworzyła ostateczna stronica.
Msza w południe bogata w natchnienia o Kościele świętych bez granic. Wędrówka po miasteczku pod dom przyjaciół z ogrodem i spojrzenie przez dziurkę od klucza do świątyni innowierców, które chętnie odwiedzała panna doktor. Cicho i jasno.

Fryburg bryzgowijski powierzchowny – 16.04

Podróż w ulewnym deszczu, na autostradzie zatory, jazda objazdami, miasteczkami aż do stolicy Badenii – Wirtembergii. Zamiast 2, wyszły prawie 4 godziny. Stanęliśmy pod seminarium jak zamczysko, gdzie zakwaterowanie dla wielebności. Leje i leje, zaledwie spojrzenie na zarys katedry. Wieża, ponoć najpiękniejsza w chrześcijańskim świecie, ażurowa i otwarta na wiatr. Przy parkingu na szczęście otwarta restauracja meksykańska, coś dla głodnych i spragnionych. Znów w trójkę z Manfredem i Marcinem. Otworzyły się serca na trudniejsze księżowskie sprawy i osobiste zapytania. I dobrze tak pogadać po męsku.

Eucharystia w jednej z kaplic seminaryjnych sławnego Collegium Borromeum. Sterylne wnętrze nie zachęca do pobożności. Nie pamiętam kto i o czym mówił. Naprzeciw budynek kurii biskupiej jak bizantyńska twierdza – wzór eklezjastycznego tryumfalizmu. Program spotkania Edyty we Fryburgu pospieszny jak japońska bieganina po Rzymie. Przewodniczka chyba trochę przestrojona. Tylko kanały pluskające po ulewie ubogacają nastrój peregrynacji. W katedrze jeden szczegół w mrocznej nawie – moderny witraż z Edytą. Biegiem do kościoła akademickiego z koszmarnym wystrojem rzeźbiarskim. Byłem już ugotowany i nazwałem to coś w prezbiterium „palowaniem Azji Tuhajbejowicza”. Nie przesadzam chyba. Miejsce po synagodze: lustro wody w sadzawce na placu koło uniwersytetu (kiedy pada). Wielka szkoła, gdzie Husserl i doktor Stein, ale po nich pies nie zaszczeka. Wielkie figury filozofów, obojętnie który, tak od dawna.

Na szczęście miasto leży u stóp Szwarcwaldu. Klasztor św. Lioby (siostra św. Bonifacego) na zielonym przedmieściu z hamakiem nad strugą. Kącik z Edytą w domu zamieszkałym przez emigrantów z Ukrainy. Spokojny obiadek w sielskiej traktoryjce z ogródkiem i dalej szalona jazda po górach dolinach. Marcin też chyba już dojrzał do rajdowej techniki, ale towarzysze pielgrzymki ucichli w pokornej modlitwie do aniołów stróżów. I tak aż do sławnego Beuron.

Beuron nad Dunajem – carmina burana nova – 16/17.06

To miejsce, zwieńczenie naszej peregrynacji, obiecywało prawdziwe spotkanie z Edytą. To tu z nią i za nią wędrujemy. I stało się. Stąd mozaika bojrońskich spojrzeń. Opactwo ukryte wśród zalesionych gór otwiera się po zjechaniu z krętych dróg Szwarcwaldu. Gdzieś tu przepływa jeszcze niewielki Dunaj, rzeka wschodniej Europy. Ojciec duchowy Zachodu wita przed bramą pokoju, zaprasza do uczenia się reguły życia.

  1. Gościnność według szkoły Ojca Benedykta bardzo nowoczesna i praktyczna. Najciekawsze są elektroniczne klamki, jak nigdzie. Łacińskie nieszpory konwentualne przypominają porządek, czyli ordo modlitewne. Tu nie ma pośpiechu i improwizacji. Kto chce, zna swoje miejsce uczestnictwa w rodzinie Kościoła. Kolacja w refektorium dla gości pozwala na ekstra flaszkę wina. Zaczynamy sobie dziękować.
    Poranna Msza w kaplicy Najśw. Sakramentu z mozaikami w stylu odnowy liturgicznej o. Prospera: procesja dzielnych niewiast Izraela z Maryją. Przewodniczył Manfred, a ja bez komentarza odczytałem poemat Edyty o Duchu Świętym „Kim jesteś Światło”. Po Komunii modlitwa z inwokacją Świętej.
    Przed wyruszeniem w drogę nawiedzenie klasztornej księgarenki ze szlachetną „literaturą”. Wybrałem cenne „tytuły”, a skosztowałem jeszcze więcej. Na parkingu wręczyliśmy te symbole Ani i Marcinowi. Padło dziękuję i przepraszam. Buzi, buzi, błogosławieństwo i jazda.
  2. Inwokacja
    Królowo nasza-nie-nasza, Estero Hadasso, urocza i bogata prorokini wyzwolenia; stale tu obecna orędowniczko błagań za Izrael i Kościół.
    Poszukująca pełni mądrości objawionej, Edyto Jadwigo Tereso, odnaleziona na kresach niemieckiego świata, milcząca po łacinie, Panno Doktor, orantko w chórach niebieskich.
    Córko Boga ukoronowana przez Syna, Oblubienico Nazareńska, Matko Betlejemska, Mario Syjońska – błogosławiona psalmami.
  3. Carmen burana ultima
    Niech będzie błogosławiony chrzest w święto odnowionego przymierza.
    Niech będzie błogosławione bierzmowanie w święto Ofiarowania Człowieczego Syna.
    Niech będzie błogosławiona uczta Baranka, który prowadzi Oblubienicę w sukni weselnej.
  4. Fundamentum
    Solidność wiary spoczywającej na fundamencie niebios, zakorzenionej w źródłach Dunaju – aorty Europy, wyrastającej szerokimi ramionami lasów gotowych do krzyżowania.
    Solidność wiary panny doktor, uczennicy mędrców w patrzeniu na szczegóły świata i cichej siostry wielkiego Benedykta, co jak gołąbka ulatuje nad burzą życia.
    Solidność wiary idącej w procesji świętych kobiet starożytnego Izraela, kłaniającej się u stóp bolejącej nad ciałem Syna Maryi.
    Solidność wiary – wyproś mi, Święta!
  5. Postscriptum
    To tu układała słowa listu do Piotra, upomnienie się o swoich, o naród wybrany w narodzie zagubionym; napomnienie dla Apostoła w Rzymie, aby nie milczał, kiedy trzeba przemawiać do sumień, do dusz ludzkich.
    Tu został w Wielki Piątek 1933 roku list długo jakby wstydliwie przemilczany, zapieczętowany prochami i łzami. Nie należy do oficjalnej epistolografii Kościoła, nie ma go w przypiskach encykliki Piusa XI do Niemców.
    List serdeczny z głębi zdruzgotanej ufności i załamanej nadziei. List do milczącego ojca.
  6. Adoratorium albo pasja według Edyty
    Przyszła przed świtem na pierwsze modły, mroczne laudes matutinae; słowo w słowo, milczenie w milczenie, aż do nocnej komplety.
    Orantka wobec Ukrzyżowanego, jak kobiety galilejskie, pieczętująca skałę grobu krwią serdeczną. Jakby jedna z Marii pytająca: a gdzie się podział Piotr, nasz przewodnik?
    W zaufaniu do opata Rafaela powierzona chusta Weroniki, owoc wiernej drogi za Mistrzem. Dzień Ofiary, dzień odnowienia Przymierza. Nie mogło zabraknąć błagania za naród.
  7. Liturgia horarum
    Czas podzielony na słowa, oddechy, ukłony – inklinacje; zwyczajna tradycja monastyczna.
    Kłaniają się Monte Cassino, Cluny, Beuron i Tyniec. Służba Boża rozpięta na wskazówkach zegara słonecznego, obudzona ze snu dzwonkami, obmyta w kropielnicy.
    Liturgia dobrej recytacji natchnionych psalmodii w drużynie ustawionej jak batalion. „Kim jest ta uporządkowana i gotowa do boju, jak zastępy anielskie, jak konstelacje, jak chóry na wysokościach…”
  8. Dolorosa
    Spojrzenie na Pietę nad tabernakulum w kaplicy adoracji jak przytulenie zapłakanego oblicza.
    Matka osierocona na Golgocie pogodzona i wywyższona nie zostawiła ani słowa do powtarzania; już nie trzeba dodawać nowych słów.
    Edyto osamotniona w modlitwie, udźwignij i ty ciężar ofiarowanego ciała, podnieś je w świętej okruszynie.
  9. Stacja
    Przystanek w podróży przez kraj oplecionym torami kolejowymi; dworzec w dolinie poniżej opactwa, a zaraz zanim tunel przebity pod górą.
    Jeszcze jedno doświadczenie drogi: ile razy czekała tu na przybycie jej kolejki? Wejście w światło po drugiej stronie świata, gdy wyruszyła ku wschodowi.
    Stukot kół jak dudnienie burzy, pulsowanie ostatnich myśli, jakieś słowa dla patrzących w tę samą stronę – aż do bramy ostatecznej do antyświata nad Sołą.
  10. Kamienie
    To jakby przypowieść o nazwisku odziedziczonym po ojcu. Jakaś ilustracja do tajemnicy hebrajskiego EBEN, które składa się z AB i BEN, co oznacza jedność mocarną Ojca i Syna.
    Kamienie popękane w pozaczasowych epokach ziemi; piaskowiec i kwarc popękane chętnie układają się w rysunki, symbole, inicjały.
    Najchętniej podnoszę te z wyraźnymi krzyżami, czasem splecionymi monogramem znajomych imion. Niektórzy przyjmują je w darze zapytaniem.
    Te, co zostają wmurowane w bruk, zostają na zawsze jak przywitanie dla pielgrzymów, aby stale uwierały w duszy. Okruchy skały bojrońskiej – cenniejsze od wina.

Do domu – 17/18.06

Prawie 900 km jednym skokiem, liczyliśmy etapy i mijaliśmy landy niemieckie. Edyta tak intensywnie nie podróżowała. Już coraz mniej rozmawialiśmy, syci obrazów i przeżyć. Tak do Wrocławia. Rano auto nie chciało odpalić po 10 dniach zimnego postoju, ale technika i pomoc. Na końcu ruszając od bramy Domu o mało nie stuknąłem w tramwaj. Ot, przestroga od anioła stróża.

Na oślep przez miasto i okolicę w stronę Legnicy. Dalej już spokojnie, coraz więcej rozmów z Koszalinem. Jutro Boże Ciało, wszystko przygotowane. Mama w porządku.
Jeszcze tej samej nocy snułem nowe pomysły na „Ćwiczenia z fenomenologii edytiańskiej”. Żeby było bardziej akademicko: „Questiones disputatae de veritatae novae”.
Kilka zebranych przypadkowo tematów w stylu „co by na to Edyta”: o fotografowaniu smartfonem, korespondencji elektronicznej, archiwizowaniu w chmurze pamięci, telekonferencji i wykładach online, sztucznej inteligencji, teorii/ideologii gender.

Po lekturach listów Świętej projekt „adoratorium germanicum”:

  • przed Najśw. Sakramentem w Beuron, w Spirze, w Kolonii i Echt,
  • litania do Matki Bolesnej w pietach Nadrenii i innych landach,
  • rozmowy o Kościele Powszechnym, o ekumenii z protestantami, o misji wśród Żydów.

Pozostały dość prywatne pytania o jej zdrowie, o smaki i apetyt, o alkohol, o stroje, o przygody w podróżach, o odwagę w służbie chorym, o wojny niemieckie, o spotkania z Polakami. To sprawy raczej do rozmowy przy stole niż dociekań dokumentacyjnych.

MINIATURY PORTRETOWE

Ania

Co my byśmy bez niej zrobili? To oczywiście myślenie egoistyczne, ale też próba dotknięcia jej pracy od zimy do lata tkającej przędzę powiązań miejsc, osób, wydarzeń – projekt całej peregrynacji.

Młodsza siostra Edyty, zapatrzona w nią jak w obraz, zamyślona nad jej powołaniem. Nie symbolicznie. Wdzięczność i podziw przez te dziesięć dni. Służba i cierpliwość.
Gdybym był ojcem córki, to chciałbym właśnie taką. Może nie powinienem, ale staremu księdzu może wolno. Wielu rzeczy bym tak nie potrafił.

Nie chcę onieśmielić tym zapisem, ani zbudować muru. Między przyjaciółmi mówi się odważniej. Ot, pomyślałem…

Dziękuję za lipcową fotografię przy domku.

Maria i Marek

Tych dwoje otworzyli mi drzwi do Domu Edyty, czyli, Augusty, z całą dynastią. Tak to nazywam: otwarcie drzwi i serca Świętej.

Przede mną jeszcze odkrycie klimatów w Głuchołazach i okolicy. Ona też tam bywała. Jeszcze rodzinne strony rodziców i poznanie innych przyjaciół Córki.

Kiedy byli u mnie nad morzem, bogactwo spotkania zajaśniało o zachodzie słońca nad wydmą, gdy zamilkliśmy o zdrowiu, o rodzinie, o Towarzystwie. Czy Edyta była gdzieś nad wielką wodą?

W środku dnia przy stole tak wielcy, że trudno opowiadać bez popadania w hagiografię. Tak drobni, że niewidzialni w blasku Wielkiej Domowniczki.

Kim jesteś Mario? Kim jesteś Marku? Kim jesteście razem w Domu?

Manfred

Dostojny, dojrzały latami, mąż Boży. Właśnie świętuje jubileusz życia i połowę w Polsce. Czas na opowiadanie o swoim widzeniu świata, o dotknięciu wielkiej nocy, Wielkiej Nocy.

Wysoki pan z hiszpańską bródką potrafi też robić fantastyczne fotografie przy wiatraku nad niderlandzkim kanałem i serdeczne selfie z kucykiem w gościnnej zagrodzie.

Bardzo ważny szczegół w biogramie: kolega ze studiów w Chicago, Robert Prevost, dziś Leon XIV!

Podróż z nami to świętowanie bez wielkich gestów i przemówień. Dyskretne wyznania i mądre podpowiedzi pomagają spojrzeć uważniej przez okno, zobaczyć inaczej.

Stacja w domu siostry Martiny w Krefeld stała mi się umocnieniem zaufania do anioła stróża. Martina jest lekarką i pomogła zdobyć ważne dla mnie leki.

Opowieści o rodzinnych stronach mamy w okolicach Drawska (Sarranzig); fotografie starego domu i zaniedbany cmentarz. Może tam pojedziemy razem.

Rozmowy po polsku i próby porozumienia po niemiecku powoli odsłaniały, że jego życie dzieje się na trochę innej planecie. Zapewne i jemu niełatwo z nami, i nam trudniej.

Musi być silny, by dźwigać trzy krzyże i gwiazdę Dawida, legitymować się dwoma orłami, czarnym i białym.

Popracujemy nad kalendarzem jego odwiedzin w Koszalinie na początku listopada. Potrzeba dobrych rozmów i ufnej modlitwy.

Kim jesteś Manfredzie,
że można cię spotkać
w dwóch językach i ojczyznach?
Jesteś bramą.

Silwano Marcin

Prawdziwy paulin rodem z Podlasia, doświadczony misjonarz w parafiach kraju dotkniętego dzisiaj wojną, ostatnio duszpasterz neokatechumenatu z Wrocławia, brodata dusza i kompan w pielgrzymiej drużynie, a dla nas wytrawny niezmordowany kierowca.

Sam dał świadectwo jak pacjent na granicy przeżycia stał się relikwią cudu wybłaganego za wstawiennictwem duńskiego biskupa Muenster, bł. Nielsa Stensena, zwanego przekornie „Nilsenem”.

Wzruszający świadek zakochania w Edycie. Oboje świętych namalowano w podwójnym portrecie w kościele „nad wodą”.

Ofiarowany Matce i Pani z Jasnej Góry, dający sobie radę jako mieszczuch i otwarty na drogę jako przewodnik. Milczący za kierownicą, ale jak trzeba rozgadany druh. Z domu Marcin, w zakonie

Sylwan. Wcześniej znałem jednego: przyjaciela św. Pawła Apostoła, pisarza jego listów, współpracownika w misjach.

Danusia

Uśmiechnięta od pierwszego wejrzenia z modlitwą życzliwą w oczach. Powołanie do opieki nad ciałem i duszą to nie tylko zawód.

Błogosławiony dotyk, gdy trzeba opatrzyć; serdeczne pytania o samopoczucie. Jednocześnie zatroskana o sprawy administracyjne Domu.

W drodze cierpliwie znosząca niewygody wsiadania i wysiadania, zawsze otoczona powiewnymi szatami. Kobieta jak sanktuarium ufności miłosiernej.

s. Ancilla

Kruszynka na modlitwie, bogata darami jak bochen wielkiego chleba. Dobre światło wśród kwiatów otwartego na tajemnice ogrodu: brama z płatków róży, furtka uratowana z ruin klasztoru w Lindental, głaz z modlitwą za niewolnice z Ukrainy zabite w tamtej wojnie.

Jak to się dzieje niespodziewanie, że wszechpotężny Pan Bóg i Pantokrator wybiera sobie na służbę, do dawania świadectw prawdzie wobec możnych i uczonych tego świata, kobietę tak niepozorną, że aż niezauważalną?

Jednak moc w słowach najprostszych i wierność ślubowaniu Oblubieńcowi łatwo udziela się w powszedniej pracy i w odświętnej obecności. W oczach uważnych osób kolońska karmelitanka staje się spełnieniem proroctwa jej imienia.

Monika

Elokwentna strażniczka skarbca archiwaliów z życia Edyty i Teresy Benedykty; gospodyni biblioteki dzieł o niej i jej sprawach, niedługo w pełni urzędującej; pilna uczennica mądrej nauczycielki, dbająca o szczegóły i gotowa do dzielenia się z poszukującymi. Dla mnie sympatyczna jeszcze przez hiszpańskie nazwisko Enriquez.

Najcenniejsze relikwie to rękopisy „siostry doktor”. Kartki rozłożone do podziwiania eleganckiej kaligrafii i pracowitości, literki nanizane w zdania jak różańce ze słów, ubogie papiery jak monumenty mądrości.

Opowieść archiwistki o dziecku tańczącym wśród książek, o kurach nakarmionych anielskim niebem, o krewnych Edyty zebranych w albumach wspomnień. Adoracja osobistego modlitewnika pani Augusty z tekstami niemieckim i hebrajskim. Tytuł „Hana” coś mówi o matce Samuela proroka i zapowiada mamę Maryi Panny.

s. Karola

Cóż za niespotykana dominikanka! Tej samej nocy przyjmuje nas prosto z drogi i z dziećmi zostawionymi pod opiekę bawi się do rana. Wielka siostra małych ludzi.
Przejęta sprawą Edyty, a właściwie aby Święta była dobrze i jak najszerzej znana. Umiejętnie opowiada o szczegółach jej życia w Spirze i zaradnie przybliża bogactwo tradycji cesarskiej katedry nad Renem.

Siostra Siostry, ale w swoim zakonie cierpi, że jest ciągle jeszcze najmłodsza. Swoim melodyjnym śląskim zaśpiewem cieszy doświadczeniem miejsc, gdzie Edyta jest sekretnie obecna.

Maria II. Pozdrowienie na Wniebowzięcie

Niech Cię koronują w niebiesiech
Nich Ci podziękują wdzięczni na ziemi
Pani Matko dobra jak łagodny uśmiech

Na moją prośbę wypatrywałaś po drodze w katedrach, w kaplicach, w krużgankach Piety z różnych czasów i różnej urody artystycznej. Dzieła sztuki bezcenne i ledwie relikty, obiekty kultu i trochę dekoracja.

Az do spotkania w Beuron, gdzie na dziękczynienie odczytałem modlitwę Siostry Teresy Benedykty od Krzyża, natchnioną rozmowę z Duchem Świętym. Jak trudno jest mówić do Niego, jak niewielu udało się zapisać takie westchnienia. Najwyższa fenomenologia duchowa.

Wywyższona Bolejąca Matka jak tron nadziei, że Piłat i Kajfasz nie będą na zawsze tryumfować. W Jej obecności Edyta układała list do papieża, wstawiennictwo za semickimi rodakami i upomnienie dla współobywateli Rzeszy.

Tym listem o skazaniu na niebyt u stóp Syna i Matki Edyta spisała jakby testament samotnej siostry obolałej w bezradności. A jednak Pascha przyniosła zwycięstwo Galilejczyka!

Mario
Jesteś zaproszeniem
Jesteś wspomnieniem
Jesteś nadzieją spotkania

DOPOWIEDZENIA

Pojednanie

Decyzja o przyjęciu zaproszenia Towarzystwa do udziału w pielgrzymce śladami Edyty Stein od początku lutego wiązała się głęboko z poszukiwaniem doświadczenia jej niemieckości, zamiarem próby mojego pojednania z Niemcami, z językiem, z dziedzictwem.

Przez lata narastała we mnie niechęć do poddawania się traktowaniu jako przedmiot misji cywilizacyjnej i religijnej, aż wreszcie reakcja na zakorzenione w Niemcach upokarzające nastawienie do nas – Verachten, pogarda. Do tego kontekst polityczny ostatnich kilkunastu lat i kompletna niemożliwość porozumienia, partnerskiej wymiany myśli. Może nie trafiłem na właściwych ludzi. Potrzebuję też uporządkować jakoś moje własne uprzedzenia.

Po czasie fascynacji od lat formacji duchowej w Instytucie Szensztackich Księży Diecezjalnych (od 1980) i po pięciu latach mieszkania w niemieckim kolegium Santa Maria dell’Anima w Rzymie wiele spraw zastygło aż do odwrócenia proporcji. Jeszcze dobry kurs języka dla dyplomatów na uniwersytecie wiedeńskim w 2006 r. pozwolił posmakować urodę języka wielkich poetów i pisarzy. Podziwiałem też zachwycenie mową Goethego Japończyków i Latynosów, mniej Amerykanów.

Podpowiedzią w moim poszukiwaniu była oczywiście „niemieckość” Edyty. Jej doświadczenie od lat szkolnych we Wrocławiu aż do rozpaczliwych prób ucieczki z Holandii do Szwajcarii wymagają ugruntowania wiedzy i pogłębionego namysłu, szczerych rozmów, wiarygodnej lektury, modlitwy w miejscach związanych z jej pobytem. To przyszło teraz w drodze, gdy obudziły się dobre emocje i dotykanie rękopisów – relikwii przyniosło iskierki światła.

W tym wszystkim obecność Manfreda, który od pierwszych chwil spotkania otworzył się na mnie. Spotkaliśmy się pierwszy raz w Centrum Dialogu w Oświęcimiu w 2007 r., gdy karmelici krakowscy wydali moją „Przewodniczkę po Europie”. Potem śledziłem trochę co porabiał, co mówił, w czym uczestniczył.

Teraz gawędy w drodze, dopowiedzenia do słuchania lektur z Edyty, biesiadne słuchanie i czasem osobiste wyznania. Ot, księżowskie bycie razem. Ja traktowałem od początku tę pielgrzymkę jak moje rekolekcje, w których Manfred był wybrany jako dyskretny przewodnik.

Próby porozumienia się w obu językach na raz czasem były karkołomne, a zwykle niepotrzebne, bo moje popisywanie się, że potrafię, kwitował z uśmiechem: lepiej cię rozumiem po polsku.

Wolał mówić spokojnie i szczerze w naszej mowie. Chcąc nie chcąc dotykaliśmy spraw ponadosobistych.

Sprawy obu narodów z naszymi historiami, losy rodzinne w czasie wojny, przeplatały się z użalaniem się na postawą duchownych i świeckich katolików. Przy czym on często mówiąc „u nas” już myśli o Polsce. Przekraczając granicę powrotną po dziewięciu dniach podróży wyznał pogodnie: wreszcie w domu. Tu jest teraz mój Vaterland. Odważne!

Gdy w domu Martiny w Krefeld odkryłem, że ich macierzyste korzenie są w granicach mojej diecezji; natychmiast zrodził się zamiar zaproszenia do nas, do Koszalina, do Zarańska, do Bornego Sulinowa. Powoli powstaje konkretny program spotkań w listopadzie przed rocznicą Kristallnachtu. Może damy radę jakoś zadbać o groby bliskich.

Ważnym sposobem spotkania z nim będzie jego wywiad – rzeka o niemieckim księdzu z Oświęcimia: studenci i nauczyciele politechniki, dziennikarze naszych mediów, księża z miasta i okolicy. Prezentacja książki będzie wymagała przygotowania i dobrego prowadzenia. Może to będzie jakieś pojednanie, bez fanfar i sztandarów, tak po ludzku.

Bibliografia żywa

Księga chrztów w Bargzabern z wszystkimi zapiskami od szafarza chrztu ks. Eugena Breitlinga po ostatnie noty z watykańskimi przypiskami.
Modlitewnik „Hanna” i kolońskie regały z książkami Edyty i Teresy. O niej – nawet po koreańsku. Elektronika pomaga czytać dookoła świata.
Album rodzinny z wieloma pustymi stronicami, zdjęcia poszły do swoich.
Oryginały rękopisów w Spirze pod opieką archiwisty, kurialisty, sługi procesów o świętości i mądrości.
Notatki z filozofowania w kręgu przyjaciół przechowywane w zbiorach prywatnych.
Mało znane listy w muzeum szkolnym u dominikanek spirzańskich.
Pozdrowienia ostatnie zapamiętane w Echt, Westerbork, Schifferstadt.
Kamienie naznaczone krzyżami w obozie i w opactwie.
Klamki z Domu Steinów, okruchy krematorium z Birkenau, ściany z Lindental, których nie ma.
Głos wykładów przechowywany na uniwersytecie Muenster, albo w radiu. Na razie cisza.

Fenomenologia ptaków

Gołębica z perłą na chrzcielnicy w Bergzabern. I wszystkie jej siostry w kościołach. Począwszy od glorii Berniniego w głębi bazyliki św. Piotra.
Do tego kruki Eliasza – eucharystyczni adoranci u stóp ołtarza u św. Marcina.
Kury archiwistki z kolońskiej przypowieści o zasiewie w gruzach zagłady.
Zielone papugi nad katedrą w Speyer.
Synogarlica z Pieśni nad pieśniami.
Pelikan na ołtarzu eucharystycznym w Kolonii.
Wróble i jaskółki zadomowione na Syjonie.
Orły cesarskie wszystkich imperiów przez wieki.
Kruk u stóp opata Benedykta w Beuron.
Feniks w pierwszym krużganku gościńca opactwa.
Bociany nad łąkami nad Odrą i Renem.

„Vita”

Wyjaśnia się, że „Żywot” św. Teresy z Avila dostała Edyta w prezencie od Pauliny Reinach w Getyndze i czytała go przez wiele godzin w pociągu do Bergzabern. Dokończyła lekturę w domu Conrad-Martiusów, gdzie została sama, gdy oni wyszli na przyjęcie weselne. Jak to było dokładnie, czytamy w listach i wspomnieniach z młodości u progu życia w karmelu. Nie potrzeba powtarzać legendy o westchnieniu o prawdzie w pogodny poranek. Chociaż ładnie brzmi w kaznodziejskiej wersji hagiografii.

Karmel w Bornem

Dziedzictwo s. Immakulaty Janiny Adamskiej dla polskiego zadomowienia Edyty – Teresy B. o. K. jest dla wielu jej uczniów szkołą na całe życie. Czytałem pierwsze publikacje przekładów od początku seminarium. Miejsce Romana Brandstaettera w poznańskiej formacji literackiej panny Adamskiej nadaje szczególnego kolorytu polszczyźnie Panny Stein i karmelitanki od Krzyża. Wielu poważnych ludzi to poświadcza.

Kamień z krzyżem i monogramem E znaleziony w obozie Westerbork, jakby bilet na ostatni etap życiowej drogi na tej ziemi, zawiozę do Bornego Sulinowa i poproszę siostry, by położyły go przy grobie siostry Immakulaty. To wierna uczennica i sługa słowa natchnionego. Niech to będzie kamień bezgraniczny ponad językami i modlitwami całego jej powołania. One chyba pojmą moje intencje.

MAGNIFICAT (9.08)

Kiedy brak słów, by opowiadać ostatnie godziny, wspominać prawdopodobne modlitwy, pocieszające rozmowy – przychodzi myśl, że przecież nie wiemy kiedy się to stało. Nawet data dzienna nie jest pewna, bo piekielni buchalterzy raczyli pominąć nieważny transport z Holandii i nie spisali listy przewozowej. Wtedy wracamy do pewnej duchownej tradycji i solidnej wiary. Jeżeli to było rano, kończyła recytację psalmodii kantykiem Zachariasza. Wszystkie te wersety pasują jakoś do świtu nad Oświęcimiem.
Jego ludowi dasz poznać zbawienie
przez odpuszczenie grzechów
dzięki serdecznej litości naszego Boga
z jaką nas nawiedzi z wysoka Wschodzące Słońce
by oświecić tych co w mroku i śmierci mieszkają
aby nasze kroki skierować na drogę pokoju
Kiedy jednak było to popołudnie albo wieczór, naturalnie modliła się uwielbieniem Matki Zbawiciela, zapamiętanym na progu domu matki proroka, tańczącego w łonie rodzicielki. To nie szczebiotanie nastolatki, ale mocarna mowa dziedziczki dzielnych kobiet Izraela. Jest tam sporo o polityce i ekonomii, i o sprawiedliwości społecznej, która nazywa się też miłosierdziem. A gdy pomyślimy, że zaczęło się od pierwszego powołanego do wiary, to jakoś raźniej podnieść się z wątpliwości.
Ujął się za swoim sługą Izraelem
pomny na swe miłosierdzie
Jak obiecał naszym ojcom
Abrahamowi i jego potomstwu na wieki
Może jednak pociąg z Westerbork dojechał nocą, gdy komendant już spał w willi za murem. Jednak słudzy piekła czuwali i robota poszła szybko, może nawet bez selekcji. Wtedy recytuje się kompletę. Może znała na pamięć Psalm 27, ten o świetle i ofierze bez lęku. Teraz byłby dobrym podsumowaniem dnia, drogi, życia.
Teraz o Panie pozwól odejść
swojej służebnicy w pokoju
bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie
któreś przygotował wobec wszystkich narodów
światło na oświecenie pogan
i chwałę ludu Twego Izraela
A każdy, kto wierzy, niechaj powie: amen!
Abba, amen!

Zwiedzanie Domu
Powrót na górę strony