W dniach od 5 do 11 sierpnia 2023 roku Towarzystwo im. Edyty Stein gościło wyjątkową kobietę ze Stanów Zjednoczonych – Teresę Benedyktę McCarthy, cudownie uzdrowioną za wstawiennictwem Edyty Stein – s. Teresy Benedykty od Krzyża. Był to cud, który umożliwił rychłą kanonizację karmelitanki.
Dnia 8 sierpnia w Domu Edyty Stein odbyło się otarte spotkanie z Teresą Benedyktą McCarthy, podczas którego zaświadczyła ona o niezwykłym działaniu Świętych w świecie, a w szczególności o cudownym działaniu Edyty Stein w jej historii życia. Dla nas fakt wizyty i spotkania Teresy Benedykty McCarthy był także dowodem na to, że nasza święta patronka prowadzi nas w codziennej pracy i pomaga, by takie spotkania mogły mieć miejsce. Jesteśmy pewni, że to Edyta przygotowała dla nas spotkanie z Teresą Benedyktą McCarthy. A jak do tego doszło…?
W 2019 roku oprowadzałam po nowej wystawie stałej Domu Edyty Stein młodą kobietę z Nowego Jorku o imieniu Rose. Kiedy stanęłyśmy na werandzie pod tablicą ze zdjęciami odnoszącymi się do beatyfikacji oraz kanonizacji s. Teresy Benedykty od Krzyża – gdzie znajduje się także zdjęcie Teresy Benedykty McCarthy, która podczas uroczystości kanonizacyjnych przyjmuje Komunię świętą z rąk Jana Pawła II – pomyślałam sobie, że może istnieje szansa odnaleźć ją w Stanach Zjednoczonych? Zapytałam Rose, czy pomogłaby mi poszukać kontaktu do Teresy Benedykty McCarthy. Amerykanka zgodziła się od razu, podzielając mój entuzjazm.
Po kilku miesiącach Rose napisała, że zdobyła kontakt! Przekazała mi adres mailowy do Teresy Benedykty. Była to dla nas – pracowników Domu Edyty Stein – wielka radość. Teresa Benedykta okazała się otwartą osobą i przyjęła zaproszenie do wizyty we Wrocławiu. Wówczas plany jej przylotu do Polski pokrzyżowała pandemia. Ale opłacało się być cierpliwym. Odświeżyłyśmy kontakt pod koniec 2022 roku i okazało się, że perspektywa przylotu do Polski Teresy Benedykty w najbliższe wakacje jest bardzo realna, a na dodatek na podróż zdecydował się ks. Emmanuel Charles McCarthy, ojciec Teresy Benedykty. Ostatecznie, z powodu problemów ze zdrowiem, nie mógł on wybrać się w tak daleką podróż. Teresa Benedykta przyleciała do Polski sama 5 sierpnia 2023 roku, gdzie spędziła tydzień. Był to dla nas piękny i wyjątkowy czas, za który dziękujemy Edycie Stein.
5. SIERPNIA (sobota) – Przywitanie
Benedykta przyleciała do Wrocławia o godz. 14.15. Oczekiwanie na spotkanie z nią na lotnisku było dla mnie pełne emocji. Aby mieć pewność, że się rozpoznamy, poprosiłam stojące obok mnie osoby, by zrobiły mi zdjęcie, które wysłałam Benedykcie. Po dłuższej chwili oczekiwania, z hali przylotów wyłoniła się Benedykta! „Hi Ania!” – z radością wykrzyknęła w moją stronę. To ona pierwsza mnie rozpoznała. Przyznam, że byłam zadziwiona! Moja pierwsza myśl – „ona jest tak samo niska jak ja! Ale fajnie…”. „Teresia! Is that you?”. I zaczęłyśmy się ściskać, ciesząc się wyczekiwanym spotkaniem i dzieląc wspólny entuzjazm. Po chwili przywitania ogarnęłyśmy emocje i przyszła kolej na wynajęcie auta przez Benedyktę. Była to niezła „fura”! W planach miałyśmy podróże. Z Benedyktą miał przylecieć jej ojciec ks. Emmanuel, dlatego Benedykta podjęła decyzję, że auto jest niezbędne. Ostatecznie z powodu problemów zdrowotnych ojciec odwołał podróż. Byłam ciekawa, jak Benedykta poradzi sobie na polskich drogach. Okazała się bardzo cierpliwym i opanowanym kierowcą. Już podczas jazdy z lotniska do Domu Edyty Stein pomyliłam drogę – pomimo nawigacji – ale okazało się, że Benedykta, która miała doświadczenie w kierowaniu ambulansem, całą tę sytuację skwitowała uśmiechem. To był dobry znak! Miałyśmy przed sobą wiele wspólnych kilometrów.
Padało, i jak na sierpniową sobotę było ponuro, a ja starałam się opowiadać, jak Wrocław jest piękny. Benedykta była wszystkim zachwycona, powiedziała, że jest otwarta na wszelkie nasze propozycje, i że deszcz jej nie przeszkadza, bo tu dla niej wszystko jest nowe i zadziwiające. Czułam, że całą sobą chłonie każdą chwilę… Dotarłyśmy do Domu. Tu Benedykta przywitała się z Marią i Markiem, którzy przygotowali dla niej obiad. Powiedziała, że chciałaby skosztować jak najwięcej polskich smaków. Z tego się cieszyliśmy. Dopytaliśmy, czy zwracać się do niej Teresa czy Benedykta? W domu rodzinnym wołają ją Benedykta, więc i my tak zaczęliśmy się do niej zwracać, po czasie zdrabniając na „Benia”.
Po zakończonym posiłku przyszedł czas na odpoczynek, zasłużony i konieczny po wielogodzinnej podróży przez ocean. Pokazałam Benedykcie jej pokój na trzecim piętrze. Była bardzo szczęśliwa, że dotarła do domu rodzinnego Edyty Stein. Umówiłyśmy się, że spotkamy się kolejnego dnia rano przed godziną 8 i pójdziemy na niedzielną mszę do kościoła pw. św. Michała Archanioła, w którym modliła się przyszła święta i gdzie dziś jest jej kaplica. Pełne wrażeń pożegnałyśmy się. Miałam nadzieję, że do jutra się rozpogodzi, bo w planach była podróż po Dolnym Śląsku.
6. SIERPNIA (niedziela) – Wizyta w Zamku Książ
Od rana lało! Dzień zaczęłyśmy Eucharystią. Byłam bardzo poruszona tym, że mogę w niej uczestniczyć z Benedyktą, która przecież żyje dzięki wstawiennictwu Edyty Stein. To przez historię jej życia Edyta Stein potwierdziła cudem swoją świętość. A teraz modlimy się tu razem, w Polsce, na wrocławskim Ołbinie… Po zakończeniu Eucharystii poszłyśmy się przywitać z księżmi do zakrystii. Ks. Jan Gondro otworzył nam kaplicę św. Teresy Benedykty od Krzyża, byśmy mogły ucałować jej relikwie. Następnie wróciłyśmy do Domu, by zjeść śniadanie, podczas którego rozważałyśmy, co będziemy dziś robić. Miał to być dzień spędzony poza Wrocławiem, by Benedykta mogła zobaczyć piękne góry, w których Edyta Stein spędzała czas wolny z siostrami i przyjaciółkami. Od wielu miesięcy planowałam miejsca, które jej pokażę tego dnia. Miały to być także moje ulubione, „sekretne” miejsca, najpiękniejsze na Dolnym Śląsku. Jednak lało strasznie. Nie zanosiło się na przejaśnienie. Ale miałyśmy auto i wielkie chęci na wycieczkę – pomimo złej pogody.
Zmiana planów czasem przynosi niespodziewane radości. Postanowiłam, że zabiorę Benedyktę do mojego rodzinnego domu w Świebodzicach na niedzielny obiad. Oznajmiłam rodzicom, że za dwie godziny będę z Benedyktą, i żeby się nie przejmowali, że nie mówią po angielsku. Poradzimy sobie. To był strzał w dziesiątkę… Dom to dom, to autentyczność spotkania w zwyczajnych okolicznościach życia. Wszyscy cieszyliśmy się sobą nawzajem i pysznym polskim obiadem!
Padało nieco lżej. Postanowiłyśmy z Benedyktą jednak wyruszyć w drogę – spacer ku Zamkowi Książ ze Świebodzic trwa niecałą godzinę. Z przerażeniem patrzyłam na białe trampki Benedykty, która zarzekała się, że nie ma problemu jeśli podczas drogi zabrudzą się lub przemokną, ona lubi taką pogodę… W siąpiącym deszczu doszłyśmy przez las do Zamku, gdzie udało nam się zwiedzić zabytkowe komnaty i obejrzeć wystawę fotografii „Książ od kuchni”. Zaglądnęłyśmy także do zamkowych ogrodów i przespacerowałyśmy się po parku, kierując się ku parkingowi. Stamtąd mój tato odebrał nas, by zrobić małą samochodową objazdówkę i, mimo deszczu, coś jeszcze Benedykcie pokazać. Pojechaliśmy do Szczawna Zdroju, gdzie wstąpiliśmy do klimatycznej kawiarenki, potem do Dworzyska, by zaglądnąć do ogrodu na tyłach stajni, a następnie przez Strugę i Stare Bogaczowice wróciliśmy do Świebodzic. Benedykta cieszyła się widokami i każdym nowym miejscem, o którym z pasją opowiadaliśmy. W Świebodzicach przesiadłyśmy się do „naszego auta” i ruszyłyśmy w drogę powrotną do Wrocławia… W aucie dobrze się rozmawia i milczy. Pełne wrażeń „bez przygód” wróciłyśmy do Domu Edyty Stein. Jutro czekał nas kolejny intensywny dzień, zwiedzanie Wrocławia. Prognozowano, że słońce będzie przedzierać się przez chmury… Na to liczyłyśmy.
7. SIERPNIA (poniedziałek) – Szlakiem Edyty Stein po Wrocławiu
Deszczyk jedynie przelotny i słońce przebija się przez zachmurzone niebo. Cieszymy się na poprawę pogody. Po porannej Eucharystii i śniadaniu wybieramy się na zwiedzanie Wrocławia szlakiem Edyty Stein. Zaczynamy od kościoła pw. Archanioła Michała – mijamy park św. Edyty Stein oraz ul. bł. Edyty Stein. Tłumaczę Benedykcie, że po kanonizacji w 1998 roku nie zaktualizowano nazwy ulicy z „błogosławionej” na „świętej”, ponieważ wówczas wszystkim jej mieszkańcom należało by wymienić dowody osobiste aktualizując nazwę ulicy, a to kłopotliwe przedsięwzięcie.
Mijając Europejski Krzyż Pokoju spacerujemy w kierunku Ostrowa Tumskiego. Oczywiście odwiedzamy katedrę pw. św. Jana Chrzciciela. Udaje się nam nawet wjechać na wieżę – co okazuje się ekscytującym przeżyciem dla Benedykty. Nie była nigdy tak wysoko na otwartej przestrzeni, po wyjściu na taras jest lekko „przerażona” i wciska się w ścianę – śmiejemy się z tych niespodziewanych emocji, a naszą radość dopełnia dźwięk dzwonów oznajmiających południe. Widok na Wrocław jest piękny. Niebieskie niebo, białe obłoki i daleka perspektywa na miasto Edyty Stein i jego okolice. Z góry staramy się zlokalizować Dom Steinów, następnie budynek Uniwersytetu, wskazuję Benedykcie gdzie znajduje się cmentarz żydowski, na którym spoczęli rodzice Edyty – Zygfryd i Augusta. Dziś nie uda się nam go odwiedzić – przekonuję Benedyktę, że to jeden z powodów, dla którego na pewno wróci do Wrocławia.
Po powrocie „na ziemię” spacerujemy po urokliwych uliczkach i postanawiamy zatrzymać się w jednej z kawiarni – znajdujemy miejsce tuż nad brzegiem Odry. Słońce zaczyna mocno świecić, a my mamy czas, by chłonąć atmosferę miasta. Jest chwila na spokojną rozmowę… Po 14.00 zbieramy się jednak, ponieważ chcemy jeszcze wiele zobaczyć. Przechodząc przez Bulwar Włostowica robię Benedykcie zdjęcie z Edytą Stein uwiecznioną w muralu na ścianie Biblioteki Uniwersyteckiej na Piasku. Następnie kierujemy się w stronę Uniwersytetu Wrocławskiego – tam czeka na Benedyktę kolejna niespodzianka – otwarty taras widokowy na Wieży Matematycznej. Wspinając się na najwyższe piętro szukamy parapetu, na którym Edyta Stein siadywała, a spoglądając z okna na rzekę i Most Uniwersytecki wyobrażała sobie, że jest księżniczką na zamku…
Po dotarciu na szczyt znów rozpościera się przed nami rozległa panorama miasta. Z góry wytyczamy sobie kolejny punkt naszego spaceru – będzie to Synagoga pod Białym Bocianem. Ale zanim tam dotrzemy wstępujemy do kościoła uniwersyteckiego (dawny kościół pw. św. Macieja) – jest to wnętrze kościelne, do którego Edyta Stein weszła po raz pierwszy. Kościół znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie dawnego Konwiktu św. Józefa na którego fasadzie odnajdujemy tablicę upamiętniającą Edytę Stein wraz z kopią jej podpisu.
Po chwili kierujemy się ku rynkowi i mamy nadzieję na wejście do Muzeum Sztuki Mieszczańskiej, gdzie w galerii wielkich wrocławian znajduje się popiersie Świętej autorstwa Tomasza Rodzińskiego – jednakże muzeum w poniedziałki zamknięte. No nic.. idziemy do synagogi, dokąd bez trudu udaje się nam wejść. Wyjaśniam Benedykcie, że w czasach Steinów w tej synagodze modlili się ortodoksyjni Żydzi. Ponieważ Steinowie należeli do społeczności zasymilowanych niemieckich Żydów i reformowanego nurtu judaizmu, to modlili się w Nowej Synagodze, niestety doszczętnie spalonej w 1938 roku podczas tzw. Nocy Kryształowej. Zwiedzając wystawę na piętrze synagogi wśród wizerunków ważnych dla Wrocławia Żydów odnajdujemy portret Edyty Stein – filozofki, katolickiej zakonnicy. Po wyjściu z synagogi spacerujemy jeszcze ul. Włodkowica. Po chwili szukamy tramwaju i wracamy do Domu Edyty Stein. Po południu chcemy jeszcze przygotować się do jutrzejszego otwartego spotkania z Benedyktą. Wieczór na Nowowiejskiej jest intensywny i pełen „technicznych” niespodzianek. Ale jesteśmy pełni wiary, że kolejnego dnia wszystko dobrze się poukłada. Przecież to dzień urodzin Benedykty, dzień, na który czekaliśmy wiele lat…
8. SIERPNIA (wtorek) – Spotkanie w Domu Edyty Stein
Od rana razem z Marią i Markiem krzątamy się w biurze, szykując niespodziankę urodzinową dla Benedykty, która dziś obchodzi 39 urodziny. Chcemy wyrazić moc naszej radości i wdzięczności z powodu jej obecności we Wrocławiu. Dołącza do nas Agnieszka, księgowa. Około godz. 11.00 Benedykta pojawia się w biurze. Wyśpiewujemy jej „Sto lat” w wersjach językowych jakie znamy, składamy życzenia i pełni emocji wręczamy urodzinowego torta, bukiet hortensji z ogrodu Augusty oraz prezent. Benedykta jest bardzo wzruszona i szczęśliwa. My na równi z nią, tym bardziej, że od pierwszych chwil naszego spotkania z nią czujemy, jakbyśmy byli rodziną – łączy nas ten sam Duch, ta sama miłość do Świętej – a to wszystko w wielkiej swobodzie i spontaniczności.
Dzień przeżywamy stacjonarnie, domowo, by Benedykta na spokojnie mogła pobyć w tej wyjątkowej przestrzeni. Około godz. 13.00 Marek zaprasza Benedyktę na zwiedzanie wystawy stałej Domu Edyty Stein – oprowadzanie było intensywne, ponieważ tyle jest do opowiedzenia, nie tylko o historii Świętej, ale także o członkach Towarzystwa im. Edyty Stein oraz naszych spotkaniach z rodziną Steinów. W sekcji poświęconej beatyfikacji i kanonizacji s. Teresy Benedykty od Krzyża, ulokowanej na werandzie, znajduje się zdjęcie z Mszy św. kanonizacyjnej, która odbyła się 11 października 1998 roku na Watykanie. Fotografia ukazuje moment przyjęcia komunii św. z rąk papieża Jana Pawła II przez cudownie uzdrowioną za wstawiennictwem Edyty Stein Teresę Benedyktę McCarthy… Kiedy o tym wydarzeniu – jak zawsze podczas oprowadzania – Marek opowiadał stojącej przed nim Benedykcie, łzy napłynęły mu ze wzruszenia do oczu! Edyta Stein łączy ludzi! Przyprowadziła do nas swoją ukochaną córkę, byśmy mogli umocnić swoją wiarę w świętych obcowanie.
Na godzinę 17.00 zaplanowaliśmy otwarte spotkanie pt. „Świętość potwierdzona cudem. Świadectwo cudownie uzdrowionej Teresy Benedykty McCarthy”. Przez dłuższy czas planowaliśmy, że w spotkaniu weźmie udział także jej ojciec – ks. Emmanuel Charles McCarthy, jednakże tydzień przed podróżą do Polski, z powodu złego stanu zdrowia musiał odwołać lot. Wobec tej sytuacji chcieliśmy połączyć się z ks. Emanuelem online, jednakże sprawy techniczne w ostatniej chwili skomplikowały się i zrezygnowaliśmy z łączenia. Teresa Benedykta, choć nieco onieśmielona, była gotowa opowiedzieć o swoim doświadczeniu życia i relacji z Edytą Stein. Salon wypełnili goście. Rozmowę tłumaczyła Hanna Łukaszewicz-Gulanowska, członkini Towarzystwa im. Edyty Stein. Wszyscy byliśmy poruszeni zarówno świadectwem działania świętej w życiu Benedykty, jak również jej skromnością, pokorą, a nade wszystko łagodnym usposobieniem i urzekającą, kobiecą osobowością.
Na koniec spotkania wyśpiewaliśmy Benedykcie życzenia urodzinowe, po czym goście mogli zamienić z nią słowo osobiście i zrobić pamiątkowe zdjęcie. Dzień był wielkim świętem i radością w Domu Edyty Stein. Wieczór spędziliśmy wspólnie, a rozmowom nie było końca, choć czekał nas jutro kolejny ważny dzień – Święto św. Teresy Benedykty od Krzyża i 81. rocznica jej męczeńskiej śmierci w Auschwitz-Birkenau.
9. SIERPNIA (środa) – Uroczystości w Oświęcimiu
Święto św. Teresy Benedykty od Krzyża w dniu 81. rocznicy jej męczeńskiej śmierci chcieliśmy przeżyć w Oświęcimiu, uczestnicząc w uroczystościach zaplanowanych przez Centrum Dialogu i Modlitwy. Z ul. Nowowiejskiej wyruszyliśmy chwilę po godz. 6.00, by zdążyć na spotkanie w Centrum na godzinę 10.00. Towarzystwo im. Edyty Stein reprezentowała Danuta Nowak (wiceprezes), Maria Kromp-Zaleska (dyrektor DES), Marek Zaleski (przewodnik) oraz ja z Teresą Benedyktą McCarthy.
W Centrum Dialogu i Modlitwy, ulokowanym w pobliżu byłego obozu Auschwitz, czekali na nas z ks. Manfred Deselaers i p. Beata Sereś. Po serdecznym przywitaniu udaliśmy się wraz z ks. Manfredem do obozu Birkenau, by wspólnie odbyć Drogę Modlitewną, prowadzącą od bramy, wzdłuż rampy, w kierunku „białego domku”, prawdopodobnego miejsca zagłady Edyty i Róży Stein.
Szliśmy w milczeniu. Ks. Manfred zatrzymywał się w wybranych miejscach, by wspomnieć w modlitwie niewinne Ofiary tego miejsca. Doszliśmy na skraj obozu. Tu, przy ruinach krematoriów, tzw. „białego i czerwonego domku”, staliśmy w milczeniu. Ks. Manfred poprowadził modlitwę… Zakończył ją słowami, że „ostatnie słowo należy do ŻYCIA”. My także, w tej cichej modlitwie, wspominając sercem tragiczne losy niezliczonych Ofiar tego obozu zagłady, modliliśmy się do Boga o Jego miłosierdzie dla świata, o Jego pokój, o Jego „shalom”… W drodze powrotnej ks. Manfred rozmawiał z Benedyktą. To była jej pierwsza wizyta w Auschwitz-Birkenau.
Po powrocie do Centrum Dialogu i Modlitwy pokrzepiliśmy siły obiadem. Następnie o godz.14.00 rozpoczął się kolejny ważny punkt programu uroczystości – świadectwo ks. Emmanuela Charlsa McCarthy „Ewangelia Pokoju”. Spotkanie z nim umówiliśmy, kiedy jeszcze planował przylot do Polski wraz z Benedyktą. Z powodu odwołania podróży spotkanie to odbyło się online. Ks. Emmanuel podzielił się swoim doświadczeniem modlitwy o pokój dla świata, a także historią cudownego uzdrowienia córki Benedykty, za wstawiennictwem Edyty Stein.
Następnie o 15.30 w Birkenau przy Międzynarodowym Pomniku Ofiar Obozu rozpoczęła się modlitwa za pomordowanych oraz o pokój na świecie, w szczególności na Ukrainie, której przewodniczył ks. Manfred Deselaers. Po modlitwie zapaliliśmy znicze przy tablicach upamiętniających pomordowanych.
Uroczystości zwieńczyła Eucharystia w Kaplicy Sióstr Karmelitanek Bosych w Oświęcimiu, której przewodniczył ks. bp. Roman Pindel, biskup Bielsko-Żywiecki. W duchowej łączności ze św. Teresą Benedyktą od Krzyża dziękowaliśmy Bogu za jego łaski, którymi darzy nas w codziennej pracy w Domu Edyty Stein. Dziękowaliśmy także za spotkanie z Teresą Benedyktą McCarthy. Prosiliśmy za tych, którzy prosili nas o modlitwę. Także we wszystkich intencjach Edyty Stein, które dziś, w obliczu wojen na świecie, stają się na nowo aktualne.
Naszej modlitwie towarzyszyła ikona Służebnicy Boga Edyty Stein – św. Teresy Benedykty od Krzyża, którą namalowała rodzona siostra Benedykty – Christine. Siostry Karmelitanki otrzymały ją w darze od ks. Emmanuela Charlesa McCarthy, gdy był on z wizytą w Polsce w 1992 roku.
Po Eucharystii na Benedyktę czekały Siostry Karmelitanki z oświęcimskiego klasztoru, które dowiedziawszy się o jej przylocie do Polski modliły się o dobrą podróż i możliwość spotkania. Obie zostałyśmy zaproszone do rozmównicy. Było to niezwykle przejmujące spotkanie, które dane mi było obserwować… Jak wielką miłość miały siostry do Benedykty… Każda z nich chciała ją uścisnąć, podając dłoń przez kratę rozmównicy… W tym dotyku było wiele treści, więcej, niż siostry zdołały powiedzieć w krótkim spotkaniu, każda z osobna… Benedykta bardzo się wzruszyła… Łzy popłynęły jej po policzkach… Wszystkie byłyśmy bardzo poruszone – z obu stron rozmównicy. Miałyśmy świadomość, że św. Teresa Benedykta od Krzyża jest z nami.
Po spotkaniu wróciłyśmy do Centrum Dialogu i Modlitwy, by pożegnać się z Marią, Markiem i Danusią, którzy wracali do Wrocławia. My z Benedyktą zostałyśmy na nocleg w Oświęcimiu, by rano wyruszyć w dalszą drogę.
10. SIERPNIA (czwartek) – Wadowice, Kalwaria Zebrzydowska, Lanckorona, Kraków
Dzień rozpoczęłyśmy śniadaniem, do którego dołączył ks. Manfred Deselaers. Podczas tej rozmowy dzieliłyśmy się doświadczeniem wspólnych dni. Ks. Manfred powiedział Benedykcie, że ta wizyta w Polsce pomoże jej dojrzeć do cudu, który się wydarzył w jej życiu… Myślę, że miał rację. Towarzysząc Benedykcie widziałam, jak wiele osób czekało na jej przyjazd do Polski, czekało na jej obecność, świadectwo, ale też słowo pokrzepienia… To było dla niej wyzwaniem, i zapewne byłoby dla każdego z nas, kto wiedzie „zwykłe życie”, w swojej ukrytej codzienności. Benedykta jest bardzo serdeczną, ale i skromną osobą. I tak jak jej obecność bardzo nas ukształtowała, tak na pewno chwile, które przeżyła w Polsce wpłynęły na nią… To już ona wie najlepiej.
Po serdecznym pożegnaniu z ks. Manfredem i p. Beatą ruszyłyśmy w drogę. O 10.00 planowałyśmy wejście na zwiedzanie Domu Jana Pawła II w Wadowicach. Miałyśmy „godzinkę” na dojazd, więc wybrałyśmy boczną drogę, by pooglądać okoliczne widoki.
Kiedy jechałyśmy przez jedną z wsi, zamachał do nas policjant stojący koło radiowozu z lewej strony drogi… Szybko spojrzałam na licznik… „Benedykta, będzie mandat!” – powiedziałam do niej. Panowie podeszli do nas od strony Benedykty, a ona opuściła szybę, uśmiechnęła się szczerze i powiedziała „Hi”. Podała im amerykańskie dokumenty, a ja zaczęłam tłumaczyć, że to w sumie moja wina, bo zapomniałam koleżance przypomnieć o ograniczeniu prędkości w Polsce. Nagle przyszło natchnienie, by powiedzieć: „Tak w ogóle to jest Teresa Benedykta!!! Ona została cudownie uzdrowiona przez Edytę Stein!!! Ten cud przyczynił się do jej kanonizacji!!! Przyleciała specjalnie z tego powodu ze Stanów Zjednoczonych!!! Jedziemy właśnie do Wadowic z Oświęcimia, gdzie wczoraj było z nią spotkanie. Bardzo przepraszamy za przekroczenie prędkości… Zagadałyśmy się…”. I obie strzeliłyśmy wielkie uśmiechy do policjantów z nadzieją, że nas potraktują łagodnie. W odpowiedzi usłyszałyśmy: „Przekroczyły panie prędkość, powinien być mandat… ale zobaczymy”. Policjanci zabrali dokumenty i wsiedli do radiowozu, a my zaczęłyśmy się razem modlić na głos: „Edyto Stein, prosimy Cię, pomóż nam, byśmy nie dostały mandatu…”. Policjanci wrócili z niekrytymi uśmiechami na twarzach i powiedzieli: „Tym razem będzie tylko pouczenie, ale następnym razem będą mandat i punkty”… Uff, miałyśmy poczucie, że Edyta Stein nas uratowała… Choć do muzeum byłyśmy już spóźnione, to od tej chwili jechałyśmy bardzo przepisową prędkością, a Edyta Stein do końca dnia wybawiała nas z tarapatów.
Z lekkim opóźnieniem zaczęłyśmy zwiedzać Dom Jana Pawła II – dom świętego, który interesował się Edytą Stein już w latach pięćdziesiątych. To on jako papież celebrował uroczystości beatyfikacyjne i kanonizacyjne s. Teresy Benedykty od Krzyża. Benedykta spotkała się z nim w Rzymie w 1998 roku i z jego rąk przyjmowała Komunię św. Zdumiewamy się, jak ta historia życia i świętości się przeplata… Po wyjściu z muzeum wstępujemy do Bazyliki Ofiarowania NMP na wadowickim rynku. Dzwony oznajmiają południe, rozpoczyna się Eucharystia, kościół jest pełen ludzi. My jednak nie zostajemy, ponieważ na 15.00 chcemy zdążyć do Sanktuarium w Łagiewnikach. A mamy jeszcze kilka miejsc do zobaczenia…
Po wyjeździe z Wadowic jedziemy do Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie zatrzymujemy się na pół godziny. Następnie kierujemy się w stronę Lanckorony. Droga jest bardzo widokowa i pełna zakrętów, ale Benedykta jako kierowca radzi sobie świetnie. Docieramy na zabytkowy rynek lanckoroński, gdzie spacerujemy między drewnianą zabudową domów, w których dziś znajdują się klimatyczne galerie i kawiarnie. Chciałybyśmy tu zostać dłużej… na szczęście mamy czas na kawę z widokiem na Beskidy. Planujemy, że podczas kolejnej wizyty Benedykty w Polsce powędrujemy po górach! Tu w Beskidach, w Karkonoszach lub może Tatrach. Od marzeń się zaczyna…
Około godz. 14.00 musimy ruszać w drogę, jeśli chcemy zdążyć na Koronkę do Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach. Nawigacja pokazuje, że będziemy na miejscu pięć minut przed czasem. Jednakże podjeżdżając pod teren sanktuarium zatrzymuje nas szlaban, na drodze mamy przejazd kolejowy… Stoimy w korku 10 minut. Chyba ja jestem bardziej podenerwowana, niż Benedykta. Chciałabym, by wszystko było pod kontrolą. W końcu zajeżdżamy na znany mi parking, skąd powinno być blisko do kaplicy. Ale pomyliłam drogę między zabudowaniami i ostatecznie musiałyśmy obiec całą Bazylikę, by dotrzeć do kaplicy cudownego obrazu na czas. Totalnie zziajane dobiegłyśmy, gdy modlitwa się rozpoczynała… Tu, przed Jezusem Miłosiernym, mogłyśmy odpocząć duchowo, zostawić swoje intencje, na nowo zawierzyć życie.
Po modlitwie odwiedziłyśmy Bazylikę i wjechałyśmy na wieżę przy niej – ku uciesze Benedykty, skąd rozpościerał się widok na Kraków. Wskazałam jej wieże kościoła Mariackiego i powiedziałam, że tam, na krakowskim rynku czeka na nas polski obiad. Zajrzałyśmy do sklepiku z dewocjonaliami, Benedykcie bardzo spodobała się ikona Matki Bożej Niosącej Ducha Świętego (Pneumatofora), obiecałam, że taką od nas dostanie (życzenie zostało spełnione dzięki Wrocławskiej Grupie Ikonograficznej św. Teresy Benedykty od Krzyża, która namalowała tę ikonę dla Benedykty).
Po godz. 16.00 opuściłyśmy Łagiewniki i wyruszyłyśmy w kierunku centrum Krakowa. Udało się zaparkować nieopodal Domu Mehoffera i stamtąd piechotą dotarłyśmy do rynku. Sukiennice, kościół Mariacki, Barbakan – klimat miasta urzeka, nie trzeba zobaczyć wszystkiego. Czasem warto po prostu usiąść naprzeciwko pomnika Adama Mickiewicza i popijając kawę chłonąć tę atmosferę. Po solidnym „polskim” obiedzie na krakowskim rynku musiałyśmy zbierać się w drogę. Przed nami 3 godziny jazdy autostradą, a jutro Benedykta wylatuje do Stanów Zjednoczonych.
Czułyśmy się napełnione przeżyciami, spotkaniami z ludźmi, rozmowami. Znów mogłyśmy porozmawiać o życiu, o marzeniach, o doświadczeniach. Także trochę pomilczeć… W drodze towarzyszyły nam piosenki Evy Cassidy i Tracy Chapman – dobrze się z nimi podróżuje. Jechałyśmy w kierunku zachodzącego słońca, feeria barw upiększała nam widoki.. Aż tu nagle – gdzieś za Górą św. Anny – Benedykta wykrzykuje: „Mamy pusty bak, nie mamy paliwa, zapomniałyśmy zatankować!!!”… Rzeczywiście, od momentu wynajęcia auta na lotnisku nie tankowałyśmy, a kilometrów za nami sporo. Wpadamy w lekką panikę i znowu zaczynamy się modlić: „Edyto Stein, pomóż nam, prosimy, by nam starczyło paliwa do najbliższej stacji benzynowej…”. A co będzie jak nie wystarczy paliwa? Samochód nagle stanie na autostradzie, czy powoli zwolni, i zdążymy zjechać na bok? – zastanawiamy się, trochę śmiejąc z sytuacji. Po raz kolejny, wierzymy, że Edyta Stein wybawiła nas z tarapatów. Do stacji dojechałyśmy, paliwo uzupełniłyśmy i do Wrocławia szczęśliwie dotarłyśmy przed godziną 23.00.
11. SIERPNIA (piątek) – Pożegnanie
Dzień pożegnania. Jesteśmy szczęśliwi z powodu wielkiego daru jakim była dla nas wizyta Teresy Benedykty w Polsce. I choć trudno się żegnać, to mamy poczucie, że się jeszcze zobaczymy. Czujemy się jak duchowa rodzina Edyty Stein i te więzy, miejmy nadzieję, pozostaną trwałe, podtrzymywane przez naszą Świętą Patronkę. Pijemy ostatnią wspólną kawę, robimy wspólne zdjęcia. Maria z Markiem oraz Ania Zielińska żegnają Benedyktę w Domu. Ja jadę z nią na lotnisko. Tankujemy do pełna, oddajemy auto i my także się żegnamy…!!! W sercu przekonane, że nad wszystkim czuwała św. Teresa Benedykta od Krzyża. Po kilkunastu godzinach Benedykta przesyła informację, że szczęśliwie wylądowała w Stanach Zjednoczonych. Bogu niech będą dzięki!
„Co nie leżało w moich planach, leżało w planach Bożych. I im częściej coś takiego mnie spotyka, tym żywsze jest we mnie przekonanie płynące z wiary, że – gdy się patrzy od strony Boga – nie ma przypadków i że całe moje życie aż do najdrobniejszych szczegółów zostało nakreślone w planach boskiej Opatrzności i przed oczyma wszystko widzącego Boga prezentuje się jako doskonałe powiązanie sensu” – Edyta Stein, Byt skończony a Byt wieczny, przeł. I.J. Adamska, Kraków 1995, s. 148.